Beata Guczalska - "Konrad Swinarski. Biografia ukryta"



Wiedziałam o Swinarskim niewiele, że był świetnym reżyserem, że jego "Dziady" przeszły do legendy teatru, że zginął młodo, tyle... Beata Guczalska pozwoliła mi zobaczyć "człowieka z innego świata", "kogoś wyjątkowego, absolutnie nieprzeciętnego", "charyzmatycznego" i "jasnowidzącego". Takich i podobnych określeń jest w jej książce bardzo wiele. Wszyscy, którzy z nim obcowali, podkreślali jego niezwykłość.

Dzięki tej obszernej biografii i ja mogłam w jakiś sposób doświadczyć wrażenia jego geniuszu teatralnego. Wizjonerskie przedstawienia, opisane z detalami, pozwoliły mi zobaczyć oczyma wyobraźni scenę i grających na niej aktorów. Rozwiązania scenograficzne w tamtych czasach mogły budzić (i budziły) czasem szok, niesmak, ale jednak głównie podziw. Na wielu zdjęciach możemy zobaczyć niektóre z nich.

To niezwykła opowieść o człowieku o różnych obliczach. Są tu fragmenty jego bogatej korespondencji, wspomnienia wielu osób. Autorka dotarła do nieznanych wcześniej źródeł.
Spędziłam około dwóch tygodni "w towarzystwie" genialnego twórcy. Czytałam wolno, z przerwami, chcąc jak najdłużej być w Berlinie, u Brechta, w Tel Awiwie, w La Scali, w Mediolanie, w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, Teatrze Starym w Krakowie. To tylko nieliczne z wielu miejsc w Polsce, w Europie, w Stanach Zjednoczonych, gdzie Konrad Swinarski reżyserował swoje wspaniałe przedstawienia, gdzie go zapraszano, wyczekiwano.
W biografii Guczalskiej są też pokazane miejsca, gdzie "dopadały go upiory".

Po lekturze książki poczułam smutek, żal, że zginął tak młodo twórca, "który jak wielu wybitnych artystów, przenikał psychikę ludzką tak głęboko, widział wszystko w tak niedosiężnej dla przeciętnego śmiertelnika złożoności, że jego spojrzenia nie da się sprowadzić do konkretnych poglądów".
Pięknie, wnikliwie, bez osądów pokazane zostało krótkie, ale bardzo bogate w działalność artystyczną życie Swinarskiego. Załączony wykaz jego prac daje wyobrażenie jego pracoholizmu, choć, jak podkreśla autorka, nie znano wówczas tego określenia.

Bardzo polecam tę nominowaną do Nike, jako jedną z siedmiu, książkę. Myślę sobie, że chyba była bardzo blisko głównej nagrody.

Komentarze