Marek Krajewski - "Dziewczyna o czterech palcach"
Czekam na
kolejne powieści Marka Krajewskiego, wiedząc, że na pewno dostarczą mi sporej
porcji emocji, wiedzy i wyłączą na jakiś czas z aktualnych spraw. Nie zawiodłam
się do tej pory w swoich oczekiwaniach i tak jest również tym razem. Nawet
więcej, bo teraz jest coś nowego, mianowicie powieść szpiegowska, no i po raz
pierwszy przeczytałam książkę przed premierą (ta 15 maja). Wreszcie, po ostatnich
spotkaniach z młodym Eberhardem Mockiem, powrócił, w pełni swych młodzieńczych
sił, trzydziestosześcioletni podkomisarz, czy raczej częściej porucznik Edward
Popielski.
Będzie on
musiał opuścić rodzinny Lwów, by zmierzyć się z działaniami sowieckiego
wywiadu. Polska po czterech latach od odzyskania niepodległości jest terenem
skrytej walki agentów i szpiegów Razwiedupru. Nasi funkcjonariusze Defensywy
Politycznej starają się wniknąć w siatki wrogich wywiadowców. Edward Popielski
ma być tu ważnym ogniwem pomocnym w rozwiązaniu sprawy o tajemniczym kryptonimie
Hf6.
Nigdy nie
grałam w szachy, co najwyżej w warcaby, a tu trzeba było się zmierzyć z
analizowaniem różnych słynnych partii szachowych, oglądać zamieszczone w
powieści szyfrogramy, śledzić tok
myślowy Popielskiego próbującego je rozszyfrować. Było to dla mnie interesujące
i pouczające, a wyobrażam sobie, że dla tych, którym nieobce są zasady gry w
szachy, musi być co najmniej ekscytujące.
Nie ma tu
miejsca na nudę, akcja wciąż przyspiesza i zawraca w różnych kierunkach, tropy
prawdziwe krzyżują się z fałszywymi. Dzielny porucznik Edward Popielski musi
znosić, do czasu, afronty kapitana Bolesława Poraja – Kożuchowskiego. Pojawiają
się postaci znane z podręczników historii, m.in. Józef Piłsudski, Eligiusz
Niewiadomski, Marian Swolkień, Feliks Dzierżyński.
Krajewski
jak zwykle starannie oddaje topografię miejsc, w których toczy się akcja, dba o
detale, podaje szczegóły ubiorów, umeblowania, potraw. Ach! te ciastka od
Semadeniego, śledź marynowany, sałatka kartoflana, huculski banusz… Nie brak i
łacińskich sentencji, jak to u filologa klasycznego.
Jest też
nieco łagodniej, Marek Krajewski nie stroni z reguły od mocnych i brutalnych
scen, więc tak zupełnie „bezboleśnie” się nie da, tym bardziej, że „awangarda
rewolucji i żelazna pięść proletariatu” pod wodzą Zarana – Zaranowskiego
działa.
Polecam
gorąco nową powieść twórcy Mocka i Popielskiego. Trochę mi żal, że już ją
przeczytałam, choć chciałam się „delektować” dłużej, ale po prostu się nie
dało. I znów przyjdzie mi czekać na kolejną. Dobrze, że pisarz obiecał w tym
roku dwie, z racji jubileuszu dwudziestolecia pracy twórczej.
Komentarze
Prześlij komentarz