Zośka Papużanka - "Kąkol"
Prozie Zośki Papużanki pozostaję wierna od czasu jej debiutanckiej znakomitej „Szopki”. Czytam jej kolejne książki, pozostając pod wrażeniem pięknego języka i stylu. Doceniłam jej niektóre klimatyczne opowiadania ze zbioru „Świat dla ciebie zrobiłem”, ciekawych bohaterów z powieści „On” i „Przez”. Wciąż jednak czekałam na książkę, która wzbudzi we mnie podobne jak w przypadku „Szopki” emocje. Taki jest „Kąkol”, dla mnie najlepsza powieść Papużanki.
Już piękna
okładka nastraja bardzo pozytywnie, a z każdą stroną jest coraz lepiej i
ciekawiej. O wakacyjnym pobycie na wsi opowiada jedenastoletnia dziewczynka
spędzająca dwa miesiące z rodzicami i młodszym rodzeństwem zwanym Trutniami w
domu zbudowanym przez jej dziadka i ojca. Drewniana chata nie jest duża, a musi
pomieścić sporo osób z rodziny, której przewodzi wszechwiedzący i wszechpotężny
dziadek Antoni. To on wie wszystko, zna się na wszystkim, zaś reszta potrafi
tylko psuć. To antypatyczna postać budząca strach, dająca odczuć dziewczynce,
jej rodzeństwu i mamie, że nie są mile widziani.
Wakacje na
wsi, z założenia beztroskie i szczęśliwe, nie są tu tak sielankowe. Każdy z
członków rodziny próbuje znaleźć miejsce dla siebie, a nie jest go za wiele.
Zawsze można jednak wyjść z domu i szukać wśród przyrody, a tę autorka pokazała
wspaniale. Las, łąka, zioła, rzeka, zboża, krzewy malin czy porzeczek są tu
opisane z miłością, z wiedzą o ich naturze, w odniesieniu do roślin i ziół z
łacińskimi nazwami i właściwościami leczniczymi. Można na tej podstawie
stworzyć sobie własny zielnik, choć czy ktoś dziś się tym zajmuje?
Podobnie
chyba trudno dziś już znaleźć podobną wieś, to wspomnienie lat może
osiemdziesiątych. Sama Papużanka w bardzo ciekawym wywiadzie w Big Book Cafe (polecam)
mówiła o tym, że obecnie dzieci nie znają takich pojęć jak miedza, nie mają za
bardzo szansy zobaczyć na wsi zwierząt, nawet kury to rzadkość. Na powieściową
wieś złożyły się nie tylko osobiste wspomnienia autorki, to także zasłyszane i
przetworzone przez nią opowieści, które zapisuje w notesie. Co ciekawe, swoje
książki pisze piórem w zeszytach, nie potrafi od razu w komputerze.
Słuchałam
wywiadu, gdy już przeczytałam „Kąkol” i znów wracałam do jej bohaterów, całej
plejady wyrazistych postaci, m.in. ciotki Aurelii, Irminy w różowym
szlafroczku, prababki Karoliny, Ślepego Tomka, Dziubaska. Każda z nich to
portret sporządzony przez jedenastoletnią dziewczynkę, oglądamy ich jej oczyma.
Patrzy z uwagą i krytycyzmem, wyczuwa ich intencje.
W „Kąkolu” splata się świat dobra i zła, jest nawiązanie do biblijnej przypowieści o pszenicy i kąkolu, i nie tylko. Są tu także odniesienia do literatury i malarstwa, odczytanie ich daje dużą satysfakcję. Język iskrzy się intelektem i dowcipem. Niemalże widzi się barwy lata, słyszy dźwięki, czuje zapachy. To przepiękna powieść. Bardzo polecam.
Książka czeka na półce, dzięki za zachęcającą recenzję!
OdpowiedzUsuń