Ryszard Koziołek - "Dobrze się myśli literaturą"
Słuchałam rozmów prof. Ryszarda Koziołka z Olgą Tokarczuk. Były niezwykle interesujące, postanowiłam zatem sięgnąć po jego książkę "Dobrze się myśli literaturą". Bardzo mi się ten tytuł spodobał i zgadzam się z nim w pełni.
Profesor już w pierwszym zdaniu deklaruje: "Mam skłonność do przyznawania literaturze rangi najważniejszego składnika kultury". Podkreśla wspólnotę czytających, głosi pochwałę czytania, choć zdaje sobie sprawę ze statystyk.
Po początkowych "Deklaracjach" mamy osiemnaście esejów dotyczących konkretnych utworów i ich twórców. Zaczyna od "Lalki" Prusa. Pamiętam, że w jednej z rozmów z Olgą Tokarczuk profesor powiedział, że Wokulskiego to zna o wiele lepiej niż swojego sąsiada. W eseju "Szkopuł i koniektura" powtarza tę myśl: "Dzięki Tokarczuk więcej wiem o życiu XVIII-wiecznego Żyda z Rohatynia niż o swoim sąsiedzie z klatki". Pomyślałam, że i ja mogłabym tak powiedzieć np. o Barbarze z "Nocy i dni", do których często wracam.
Zaś prof. Koziołek na pewno zna doskonale wielu bohaterów literackich, jego wiedza i oczytanie są naprawdę imponujące, widoczne w każdym tekście. Jednocześnie czyta się je bardzo dobrze, nie są przeintelektualizowane, nie przytłaczają czytelnika mocno uczonymi wywodami.
Z wielką miłością pisze profesor o literaturze, o radości czytania i tropienia różnych kontekstów.
Szczególnie zainteresowały mnie eseje dotyczące znanych mi utworów. Zdecydowanie wyróżniam tekst "Esesman, mój bliźni" o "Sońce" Ignacego Karpowicza. Ta powieść, czytana przeze mnie w 2015 roku, poruszyła mnie bardzo, wywołała wiele emocji, które teraz powróciły. Ucieszyło mnie, że autor określił ją jako wspaniałą, "sugestywnie obrazującą fenomen uczestnictwa w życiu innych ludzi dzięki literaturze".
Dłużej zatrzymałam się też przy "Śląskiej bestii" poświęconej "Drachowi" Szczepana Twardocha. Koziołek koncentruje się tu na narratorze i na takie właśnie refleksje związane ze sposobem narracji zwracałam szczególną uwagę przy lekturze esejów. Wspomniana jest tu i Jenta z "Ksiąg Jakubowych", która, podobnie jak drach, "widzi wszystko i wszystko pamięta".
Zostaną mi w pamięci ciekawie pokazane i mało mi znane sylwetki Józefa Ignacego Kraszewskiego, Stanisławy Przybyszewskiej, Hanny Malewskiej czy Stanisława Brzozowskiego.
"Lektura jest snem"- pisze profesor - "objaśnianie przykrą jawą". Co do snu mogę się zgodzić, ale objaśnień Ryszarda Koziołka nie uznaję za "przykrą jawę", wręcz przeciwnie, to może być dalsza część pięknego snu o "literaturze, którą się dobrze myśli".
Ta książka jest tego dowodem absolutnym.
Profesor już w pierwszym zdaniu deklaruje: "Mam skłonność do przyznawania literaturze rangi najważniejszego składnika kultury". Podkreśla wspólnotę czytających, głosi pochwałę czytania, choć zdaje sobie sprawę ze statystyk.
Po początkowych "Deklaracjach" mamy osiemnaście esejów dotyczących konkretnych utworów i ich twórców. Zaczyna od "Lalki" Prusa. Pamiętam, że w jednej z rozmów z Olgą Tokarczuk profesor powiedział, że Wokulskiego to zna o wiele lepiej niż swojego sąsiada. W eseju "Szkopuł i koniektura" powtarza tę myśl: "Dzięki Tokarczuk więcej wiem o życiu XVIII-wiecznego Żyda z Rohatynia niż o swoim sąsiedzie z klatki". Pomyślałam, że i ja mogłabym tak powiedzieć np. o Barbarze z "Nocy i dni", do których często wracam.
Zaś prof. Koziołek na pewno zna doskonale wielu bohaterów literackich, jego wiedza i oczytanie są naprawdę imponujące, widoczne w każdym tekście. Jednocześnie czyta się je bardzo dobrze, nie są przeintelektualizowane, nie przytłaczają czytelnika mocno uczonymi wywodami.
Z wielką miłością pisze profesor o literaturze, o radości czytania i tropienia różnych kontekstów.
Szczególnie zainteresowały mnie eseje dotyczące znanych mi utworów. Zdecydowanie wyróżniam tekst "Esesman, mój bliźni" o "Sońce" Ignacego Karpowicza. Ta powieść, czytana przeze mnie w 2015 roku, poruszyła mnie bardzo, wywołała wiele emocji, które teraz powróciły. Ucieszyło mnie, że autor określił ją jako wspaniałą, "sugestywnie obrazującą fenomen uczestnictwa w życiu innych ludzi dzięki literaturze".
Dłużej zatrzymałam się też przy "Śląskiej bestii" poświęconej "Drachowi" Szczepana Twardocha. Koziołek koncentruje się tu na narratorze i na takie właśnie refleksje związane ze sposobem narracji zwracałam szczególną uwagę przy lekturze esejów. Wspomniana jest tu i Jenta z "Ksiąg Jakubowych", która, podobnie jak drach, "widzi wszystko i wszystko pamięta".
Zostaną mi w pamięci ciekawie pokazane i mało mi znane sylwetki Józefa Ignacego Kraszewskiego, Stanisławy Przybyszewskiej, Hanny Malewskiej czy Stanisława Brzozowskiego.
"Lektura jest snem"- pisze profesor - "objaśnianie przykrą jawą". Co do snu mogę się zgodzić, ale objaśnień Ryszarda Koziołka nie uznaję za "przykrą jawę", wręcz przeciwnie, to może być dalsza część pięknego snu o "literaturze, którą się dobrze myśli".
Ta książka jest tego dowodem absolutnym.
Komentarze
Prześlij komentarz