Philip Roth - "Amerykańska sielanka"

 

Ameryka - słowo będące u nas synonimem bogactwa, dostatku, wielkich możliwości. Przez lata nasi przodkowie emigrowali tam w pogoni za lepszym życiem. Przed czytaniem zastanawiałam się, czy powieść Philipa Rotha “Amerykańska sielanka” pokaże taką właśnie wizję. Przyznam, że miałam problem z lekturą, przytłoczył mnie nadmiar szczegółów, drobiazgowych opisów, licznych dygresji i wspomnień, bez żadnego porządku i chronologii. Niekiedy wkrada się tu nawet pewien chaos. Musiałam zatem bardzo uważnie śledzić tok narracji i podążać za narratorem pierwszoosobowym, w części pierwszej “Raj zapamiętany”, a potem trzecioosobowym w rozdziałach “Upadek” i “Raj utracony”. 

Na ponad 600 stronach poznajemy historię amerykańskiego Żyda Seymura Irvinga Levova o wyglądzie Szweda, stąd jego przydomek. Realizuje on american dream, wszystko mu się udaje, jest świetnym sportowcem, obejmuje rodzinną fabrykę rękawiczek, żeni się z miss New Jersey, zamieszkuje w pięknym domu, rodzi się wymarzona córeczka Merry. Jego życie może budzić zazdrość. Nagle “amerykańska sielanka” kończy się i rodzina Szweda wpada w “amerykański obłęd” za sprawą córki.

Seymur Levov analizuje przyczyny, które doprowadziły jego ukochaną Merry do aktów terrorystycznych. Obwinia się nieustannie, sięga w przeszłość, wspomina, drąży, dlaczego prysł jego amerykański sen. Te dywagacje Szweda odsłaniają nam początki rodzinnego interesu produkcji rękawiczek, pokazują Amerykę z czasów II wojny światowej, wojny w Wietnamie i kolejnych lat. Te niewątpliwie bardzo interesujące zagadnienia mogą nieco nużyć, gdy autor np. drobiazgowo zapoznaje nas z cyklem produkcyjnym rękawiczek czy hodowlą bydła, którą zajęła się żona Szweda, by odejść od postrzegania jej wyłącznie w kategoriach pięknej kobiety, byłej miss.

Czasem ma się wrażenie po prostu natłoku słów i rodzi się pytanie, dlaczego autor raczy nas tyloma szczegółami. Czy to może chęć pokazania dokładnie drogi Levovów do sukcesu, ich wielkiej pracowitości, upartego dążenia do celu, woli włączenia się w amerykańską społeczność. Szwed bardzo podkreśla swą miłość do Ameryki, odchodzi od wiary przodków. Ożeniony z irlandzką katoliczką wychowuje córkę bezwyznaniowo.

Stara się wyzwolić z obyczajów żydowskich, z tradycji judaizmu. Żyjąc w bardzo zróżnicowanym amerykańskim społeczeństwie, dąży do tego, “by każde następne pokolenie miało mieć więcej od poprzedniego”. Rozterki ojca Merry, analizowanie przyczyn porażki wychowawczej nie dają odpowiedzi, co właściwie poszło nie tak. O nieporozumieniu pokoleniowym, walce między rodzicami i dziećmi pada tu wiele słów, a przecież wciąż nie dajemy rady rozwiązać tego odwiecznego dylematu.

Podkreślając wartość “Amerykańskiej sielanki” w poznawaniu tamtejszego społeczeństwa, warto zwrócić też uwagę na ironię i humor niektórych fragmentów. Rozbawić mogą perypetie związane z produkcją futra z chomików, które małoletni brat Szweda Jerry podarował swej wybrance czy ucieczka byka Hrabiego z obejścia i sprowadzenie go po kilku dniach przez żonę i córkę Levova z powrotem do obory. Świetna jest rozmowa ojca Szweda z przyszłą synową na tematy związane z wiarą.

Przyznaję, że trudno jest mi uchwycić w pełni niektóre nawiązania obyczajowe, religijne i kulturowe. Podobnie czułam się przy lekturze czytanej wcześniej powieści Rotha "Kompleks Portnoya". Amerykańskie Święto Dziękczynienia z obowiązkowym indykiem określone przez Rotha jako “moratorium na wzajemne żale i pretensje” przypomina chyba trochę naszą Wigilię. Z pewnością powieść jest bardzo amerykańska, uhonorowana Nagrodą Pulitzera należy do klasyki literatury amerykańskiej. Warto ją przeczytać, a potem może sięgnąć do kolejnych części trylogii Philipa Rotha.

Komentarze

  1. Przestałam otrzymywać powiadomienia, że pojawiają się nowe recenzje. Nadrabiam więc i gratuluję nagrody!!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz