Szczepan Twardoch - "Chołod"
Szczepan Twardoch dał mi po raz kolejny okazję poznania niezwykłej historii i to jak opowiedzianej. Sam występuje w roli narratora, ale tylko w niewielkim stopniu, oddając głos, a raczej pióro (dokładnie ołówek) Konradowi Wilgelmowiczowi Widuchowi. Co ciekawe pochodzi on z Pilchowic, miejsca zamieszkania pisarza. Znajdzie się też tu nawiązanie do powieści "Pokora". Bohater pamięta księdza Scholtisa, który miał dziecko z Pokorową. Co jakiś czas wspomina miejsce swojego urodzenia, które musiał opuścić w wieku 14 lat. Kolejne jego przygody; może to słowo nie jest do końca właściwe, zważywszy na tragizm wielu zdarzeń, ale w sumie tak czasem to odbierałam; są osadzone w historii XX wieku.
Widuch jest górnikiem, służy w niemieckiej marynarce, jest komunistą, agitatorem, walczy w wojnie 1920 roku, służy Ojczyźnie Światowego Proletariatu, by stopniowo zwątpić w słuszność wyznawanych idei, stać się ekskomunistą i trafić do łagru, do miejsca, którego nazwy nie chce wymieniać.
To wszystko opowiada Widuch z licznymi dygresjami, zastanawiając się, czy wciąż jeszcze jest człowiekiem, "czełowiekiem", jak pisze.
Język, którym się posługuje bohater, przywodzi na myśl "Dracha", tam też mieliśmy w dialogach połączenie gwary śląskiej, niemieckiego i polskiego.
Widuch pisze po polsku (z błędami), włącza godkę śląską, język niemiecki, są i słowa angielskie, a także język ludów Północy: Jukagirów, Czukczów, Koriaków. Jest i stworzony na użytek powieści język chołodzki.
Siedząc w łodzi "Invincible" Konrad snuje opowieść o tajemniczym Chołodzie , gdzie nie znają Lenina ani Stalina, nie wiedzą, "co to Rosyja", gdzie "żyło mu się w sumie nie najgorzej". Chołodcy mają swoje obyczaje i prawa, czasem okrutne. Pozwalają im trwać w krainie mrozu, śniegu i lodu.
Powoli Widuch traci poczucie czasu, zaczyna prowadzić rozmowę ze sobą, karci się za dygresyjność. To już nie tylko zwroty do "nieistniejącej czytelniczki".
A kto nią właściwie jest? Może to po prostu ja, czytająca tę powieść? Pytań po lekturze pojawia się więcej, bo też sporo w niej treści wieloznacznych, zakończenie też nie jest zamknięte. Trzeba siąść i spróbować znów uruchomić wyobraźnię, odtworzyć obrazy, zobaczyć "mołodzieńców w wilczych skórach", szamańskie wystąpienia walkwasów na mejrasie, piękno arktycznej przyrody. Zamyślić się nad losem Widucha i jego rodziny, nad losem pojedynczego człowieka na tle historii, nad jego małością i wolą życia, przeżycia, wreszcie ceną, jaką trzeba za to zapłacić.
Szczepan Twardoch napisał kolejną wspaniałą powieść.
Wrocilam do tej recenzji, az mam ochote znow zanurzyc sie w ten swiat… i jezyk przede wszystkim.
OdpowiedzUsuń