Katerina Tuckova - "Wypędzenie Gerty Schnirch"

 


Katerina Tuckova to czeska pisarka, która debiutowała w 2009 roku powieścią „Wypędzenie Gerty Schnirch”. U nas najpierw ukazała się jej druga książka „Boginie z Zitkovej”. Na jej debiutancką powieść musieliśmy czekać do 2019 roku.

Młoda autorka podjęła w niej trudny temat wojny widzianej z perspektywy losów pojedynczego człowieka. Jest nim tytułowa bohaterka, Gerta Schnirch, urodzona w Brnie z ojca Niemca i matki Czeszki. To pochodzenie sprawi, że będzie musiała mierzyć się z piętnem niemieckości, której tak naprawdę w niej nie było, „mimo że ojciec bardzo się starał”. Spokojne życie wśród czeskiej i niemieckiej społeczności Brna skończy się z chwilą dojścia Hitlera do władzy. Wielu jego niemieckich mieszkańców poczuje swoją siłę, w rodzinach mieszanych dojdzie do rozłamu. Gerta będzie musiała ulec faszystowskim zapędom ojca i brata. Matka, cierpiąc w milczeniu, wkrótce umrze.

Katerina Tuckova pokazuje losy tytułowej bohaterki od jej dzieciństwa do śmierci w 2000 roku. Zaczynamy śledzić jej życie od morderczego marszu w maju 1945 roku, gdy brneńscy Niemcy, głównie kobiety z dziećmi i osoby starsze, zostali wypędzeni z miasta. Szli około 50 kilometrów w kierunku granicy z Austrią; wielu nie przeżyło. Wypędzenie Niemców było odpowiedzią na przemówienie prezydenta Edwarda Benesa, który „chciał ostatecznie zlikwidować kwestię niemiecką w kraju”. Główna bohaterka ze swoją kilkumiesięczną córką trafia na wieś, gdzie musi ciężko pracować, wciąż wierząc, że wróci do rodzinnego Brna. Gdy jej się to uda po kilku latach, wciąż będzie mierzyć się z piętnem nazisty.

Przyglądając się kolejnym etapom życia Gerty, widzimy, jak smutny był jej los. Ona sama „łudziła się, że kara wynika z winy”. Jej wina tkwiła w tym, że była pół Niemką i to już wystarczyło, by nienawidzić jej i córki Barbory, by nie traktować jej jak człowieka. Wiara w sprawiedliwość stopniowo w niej malała. Pragnienie normalnego, spokojnego życia dla siebie i córki sprowadzało się do walki o byt, szczęście zawęziło się do dwóch lat z Karlem.

Nic więc dziwnego, że uczuciem dominującym podczas czytania jest smutek. Czuje się go i po lekturze, gdy przychodzi refleksja nad wojną i jej skutkami, nad tym, że i teraz, obok nas w Ukrainie, dzieją się straszne rzeczy. W powieści Tuckovej wiele jest wstrząsających scen, autorka bardzo stara się, by przybliżyć realia tamtych trudnych lat, wojennych i powojennych, przemiany społeczne i polityczne. Podaje szczegóły, dokładnie odtwarza topografię Brna, zamieszcza fragmenty przemówienia Benesa, petycję Stowarzyszenia Młodzieży do Porozumienia Wielokulturowego. Uwagę zwracają też portrety kobiet, to nie tylko Gerta, ale i współtowarzyszki jej niedoli: Teresa, Johanna, Hermina, Ula; to pięknie pokazana sylwetka babci Zipfelovej, którą bardzo ciepło wspomina Barbora, córka Gerty.

Obszerna, licząca ponad czterysta stron powieść wymaga uważności, są tu retrospekcje, zmienia się narracja, wiele jest faktów i postaci historycznych. Na pewno młoda Czeszka chciała, pisze o tym na wstępie książki, „uczcić pamięć ofiar” marszu, przypomnieć niemieckich mieszkańców Brna, jej rodzinnego miasta. „Wypędzenie Gerty Schnirch” to także oskarżenie wojny, przemocy i nienawiści, podziałów między ludźmi. To zwrócenie uwagi na potrzebę refleksji nad takimi pojęciami, jak krzywda, potrzeba odwetu, sumienie, przynależność etniczna, rozliczenia, pamięć. Katerina Tuckova napisała mądrą i ważną powieść. Lektura obowiązkowa.

Komentarze