Ander Izagirre - "Potosi. Góra, która zjada ludzi"

 


Książka Andera Izagirre o Boliwii przypomina trochę „Głód” Caparrosa. Można by tu przypomnieć jego pytanie: „Jak, do diabła, możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?”

Co można zrobić, jak poradzić sobie z emocjami, ze smutkiem i przygnębieniem w trakcie lektury, z bezsilnością, gniewem, złością? Można próbować szukać odpowiedzi, jednak zostaje się właściwie z pytaniami.

Cerro Rico de Potosi, góra, która się rozpada, eksploatowana przez 500 lat. Codziennie wydobywa się 3 – 4 tysięcy ton skał, by pozyskać srebro, cynk, ołów i cynę. To tam hiszpański reporter spotyka bohaterów swojej książki, także tę główną postać, Alicię Quispe (nie jest to jej prawdziwe nazwisko). Gdy ją poznaje, dziewczyna ma 14 lat, w epilogu 22 lata. Pracuje w kopalni, mieszka z matką i młodszą siostrą na wysokości 4400 metrów, ma chorą nerkę.

Górnicy pracujący w kopalniach chorują powszechnie na krzemicę, często ulegają wypadkom. Ich prawa nie są respektowane, protesty rozpędza się. Pracują w nieludzkich warunkach, wyzyskiwani, słabo opłacani. Dzieci, które nie powinny pracować, walczą o prawo do pracy, bo mogą, choć  w nieznaczny sposób, zdobyć środki na przeżycie rodziny.

Tak to trwa, kolejne rządy nie potrafią temu zaradzić, szerzy się korupcja. Różne organizacje próbują pomagać, ale to kropla w morzu potrzeb. Bohaterka książki ma marzenia, chce być lekarzem, potem już choćby pielęgniarką, na końcu zaś jej pragnieniem jest uciec z Potosi.

„Potosi. Góra, która zjada ludzi” to książka, która nie zostawia nadziei. Czytając o wyzysku rdzennych mieszkańców Boliwii przez konkwistadorów hiszpańskich od XV wieku, dochodzi się do wniosku, że w sumie niewiele się od tamtych czasów zmieniło. Dorobili się nieliczni, spółdzielnie górnicze, które miały pomóc Boliwijczykom okazały się „przykrywką dla przekrętów i wyzysku pracowników”.

Izaggirre pisze: „Takie życie górnika, zarabiać i pić, zarabiać i pić, a w końcu umrzeć”. Jeszcze gorszy jest los kobiet. Próbują zrzeszać się, tworząc Górnicze Komitety Gospodyń Domowych. Ich działalność jest wyśmiewana, są lekceważone i bite przez mężczyzn, gwałcone.

Tę przejmującą i wstrząsającą książkę czyta się bardzo trudno, ze ściśniętym sercem. Boliwia - kraj w Ameryce Południowej; pewnie jest tam pięknie, turystycznie to atrakcyjne miejsce. 

Po lekturze reportażu można dojść do wniosku, że nie chciałoby się tam urodzić ani żyć. Książkę polecam, warto ją poznać, choć trzeba się nastawić, że na długo zostaną z nami tragiczne opowieści i doznamy raczej bolesnych przeżyć.

Komentarze