Anna Janko - "Mała zagłada"
„Wojna nie
umiera nigdy”. To zdanie z książki Anny Janko dedykowanej mamie autorki,
Teresie Ferenc, oraz mieszkańcom wsi Sochy na Zamojszczyźnie. Z okładki „patrzą
na nas” wielkie, wyraziste oczy dziewczynki i chłopca. To dziewięcioletnia
Terenia i jej młodszy brat Jaś, którzy przeżyli zagładę ich wsi 1 czerwca 1943
roku, byli też świadkami rozstrzelania rodziców. Przeżyła jeszcze najmłodsza z
rodzeństwa Krysia, zwana Kropką.
Do tej
tragicznej opowieści rodzinnej wraca po wielu latach Anna Janko; wie, że to już
ostatni moment, bo jej matka zaczyna tracić pamięć. Razem z nią próbuje układać
historię tamtych dni, lat przed i po
nim. Zebrała także relacje innych mieszkańców Soch. Jak zwykle okazuje się, że
prawie każdy pamięta trochę inaczej albo też wyparł te straszne przeżycia.
Teresa Ferenc została poetką, nie pisała o swojej wsi, nigdy tam nie pojechała,
wiersze o matce napisała dopiero w 1978 roku.
Strach i
pamięć to dwa bardzo ważne słowa powtarzające się często w książce. Anna Janko
w jednym z wywiadów powiedziała, że „uświadomienie sobie źródła cierpienia
pozwala je zneutralizować, a co najmniej wziąć dystans. Demon nazwany traci swą
moc…”
Dla autorki
przeżycia jej matki stanowią obciążenie, pisze o dziedziczeniu traumy, o
własnym lęku przed wojną, o alergii, która ją dopadała, gdy odwiedzała dom
dziadków w Stolnikowiźnie. Nazywa to, może trochę z poetycką egzaltacją i
przesadą, „uczuleniem na ziemię”. Z latami minęło, ale pisarka w
przeciwieństwie, jak pisze, do swoich znajomych, „ogląda wszystko, co dotyczy
wojny”.
W „Małej
zagładzie” pojawiają się oprócz opowieści o pacyfikacji Soch informacje o
obozach koncentracyjnych, o wybuchu bomby jądrowej w Hiroszimie, o Kambodży za
czasów Pol Pota, mordach między Hutu i Tutsi. Jest relacja z pobytu Janko w
Majdanku. Są opowieści o zbrodniarzach wojennych, o filmach poświęconych tej
tematyce.
Czy autorka
chce w ten sposób „nazwać demona”, którego dziedziczy, czy po prostu robi to na
użytek tej książki? Mnie uderzył wielki kontrast między „Małą zagładą” a
wcześniejszymi pozycjami, „Dziewczyną z zapałkami”, „Pasją wg św. Hanki” czy
„Boskimi i nieznośnymi”.
„Małą
zagładę” czyta się ze ściśniętym sercem, jej lektura może sprowadzić sny, po
których szybko chcemy się obudzić i zapomnieć o czym śniliśmy. Przejmująca,
smutna, poruszająca, na pewno bardzo ważna jest ta książka, dzięki której
zachowana została pamięć o małej wiosce i jej mieszkańcach. Kilka razy pojawia
się w niej zastrzeżenie, by nie używać form nieosobowych, typu spacyfikowano,
zabito, zniszczono, zamordowano. Zrobili to konkretni ludzie. Anna Janko
porusza też temat reakcji człowieka na zło. Pisze: „Bardzo, bardzo trudno jest
się przeciwstawić”.
„Mała
zagłada” jest książką o świecie jej mamy, o dobrym dzieciństwie, które tak
szybko się skończyło, późniejszej biedzie, głodzie, poniewierce, ale i próbie
budowania sobie życia na nowo. Córka Teresy Ferenc napisała tę opowieść, by
matka „nie musiała zabierać jej na tamten świat”. Przeczytajcie ją, bo
przecież, jak napisałam na początku słowami poetki i pisarki, „wojna nie umiera
nigdy”. Można dodać, że wciąż niestety trwa, od ponad dwóch lat tak blisko za
naszą granicą, trochę dalej też – apokalipsa wciąż się staje! Jak to zrozumieć,
jak pojąć?!
Komentarze
Prześlij komentarz