Jon Fosse - "Ja to ktoś inny. Septologia III-V"



Dwa lata temu przeczytałam "Drugie imię". Teraz znów mogłam wrócić do poznanych wtedy bohaterów: malarza Aslego, jego żony Ales, sąsiada Asleika, właściciela galerii Beyera. Pojawią się i inni, bo w retrospekcjach cofniemy się do lat młodości Aslego, podobnie było zresztą i w części poprzedniej. Będzie także i drugi Asle.

Wiedziałam, jak wygląda narracja u Fossego i szybko poddałam się rytmowi jego prozy. To znów niemal hipnotyzujący trans osiągany licznymi powtórzeniami: "mówię", "myślę", "tak", "patrzę", do tego częste obrazy padającego śniegu, "biała ściana", słowa modlitwy "Ojcze nasz", "Zdrowaś Mario", także po łacinie.
Powtarzają się słowa, myśli, obrazy. Znów jest, znany z "Drugiego imienia", krzyż Świętego Andrzeja, obraz, który nie jest na sprzedaż i wciąż nie jest skończony, tak przynajmniej twierdzi Asle, który przygotowuje obrazy na coroczną wystawę.

Drugi Asle leży w szpitalu i nie można go na razie odwiedzać.
Imiennik malarza pojawia się już we wczesnej młodości bohatera, gdy ten zaczyna naukę w Liceum, by potem szybko przenieść się do Akademii. Tam już dostał się jego Imiennik.
Asle obserwuje siebie: "I widzę siebie...", wraca do rodzinnego domu, do szkoły, kolegów.

Narracja płynnie przechodzi z pierwszej osoby w trzecią i na odwrót, teraźniejszość miesza się z przeszłością. Ważna zmiana, jaka dokonała się w życiu Aslego, zdaje się rozdzielać je na dwie osoby...
Wracają obrazy żony, która umarła młodo, odeszła za wcześnie, malarz wciąż czuje jej obecność. To dzięki niej życie miało sens, to ona "często mówiła, że tak zwani ludzie religijni, katolicy i inni stale, raz po raz nadużywają imienia Bożego, natomiast najmniej nadużywają imienia Boga ci, w których ustach słowo Bóg nigdy się nie pojawia". Kwestie Boga i wiary są tu częste, samotność Aslego sprzyja różnym refleksjom, malowanie staje się dla niego "modlitwą bez słów".

Pięknie się te wszystkie słowa norweskiego noblisty układają w zdania bez kropek, często bez wielkich liter, co zupełnie nie przeszkadza, a wręcz pozwala całkowicie wniknąć, zagłębić się w ten strumień myśli bohatera, jego widzenia świata.
Trudno mi było w czasie czytania robić przerwy, bo żal było przerwać ten ciąg, wyrwać się z rytmu, a przecież trzeba było nieco ochłonąć, uporządkować swoje myśli; zatrzymać na czas jakiś wspaniałe obrazy widziane wraz z bohaterem.
Piękna proza, godna Nobla, czekam na część trzecią "opus magnum" Jona Fossego.

Komentarze