Marek Krajewski "Festung Breslau"
„Festung Breslau” to czarny kryminał
wydany w „Mrocznej serii”. Trudno się
zatem spodziewać, aby świat, z którym się spotkamy na kartach powieści był
kolorowy. Akcja rozgrywa się w oblężonym Wrocławiu
zamienionym w twierdzę, po której podziemiach można jeździć motocyklem.
Obejmuje okres 15.03. -
8.04.1945 roku. Na „chwilę” czytelnik znajdzie się też w 1950 i
1954 roku.
Zawieszony
w obowiązkach policjant Eberhard Mock ma już 62 lata i chętnie opuściłby
miasto, w którym właściwie zostali broniący go żołnierze i... szczury! Kiedy jednak hrabina Gertruda von
Mogmitz poprosi go o znalezienie mordercy jej siostrzenicy Berty Flogner, wie,
że nie spocznie, póki nie rozwiąże tej zagadki. Miłośnicy czarnego kryminału na
pewno chętnie prześledzą losy śledztwa, w którym istotną rolę odegra biblijne
Kazanie na Górze.
W
tej mrocznej scenerii zrujnowanego miasta Mock próbuje zachować elegancję, pamięta
o wypastowanych butach i garniturze, na który posypie się pył z walących się
murów. Cytuje, jak na miłośnika starożytnej literatury przystało, sentencje
łacińskie. Nawet hasło, które proponuje, schodząc do podziemi brzmi: „Dum spiro spero” (Dopóki żyję, mam
nadzieję). Bohater wierzy w słuszność swego postępowania, poczucie obowiązku
każe mu działać nawet wbrew obietnicom danym żonie, która marzy o opuszczeniu
miasta. Eberhard Mock nie ustanie w poszukiwaniach, póki nie będzie pewien, że
ukarał mordercę, nawet jeśli trzeba będzie na to trochę poczekać.
Książka
Krajewskiego nie jest może lekturą przyjemną, ale z całą pewnością warto ją
przeczytać. Z 80 dni oblężenia twierdzy Breslau autor przedstawia zaledwie
kilkanaście. Dają one jednak pewne wyobrażenie, jak wyglądało to miasto, o
którym dowodzący obroną gauleiter Karl Hanke powiedział: „Rosjanie nigdy go nie zdobędą. Prędzej je spalę”.
Wędrując z Mockiem ponurymi zaułkami Breslau,
oglądając sceny orgii z udziałem komendanta Hansa Gnerlicha i strażniczki
Waltraut Hellner, część czytelników pewnie wie, że „Festung Breslau" zaczyna i kończy ich przygodę z prozą Marka
Krajewskiego. Ci, którzy polubili Eberharda Mocka, chętnie sięgną do
wcześniejszych powieści, w których tropi przestępców w przedwojennym Breslau.
Trzeba jednak pamiętać, że i wówczas nie jest to urodziwe miasto, bo przecież
sam autor mówi: „(…) gdybym pisał książki
z akcją umieszczoną na Kamczatce czy na Florydzie, to też byłyby mroczne i
ponure, bo ja, na litość boską, piszę czarne kryminały”.
Komentarze
Prześlij komentarz