Jerzy Pilch - "Portret młodej wenecjanki"

Na okładce reprodukcja obrazu Albrechta Durera przedstawiająca młodą wenecjankę, w środku sporo refleksji i przemyśleń na różne tematy. Ma to niby być historia związku głównego bohatera z młodszą o 33 lata Praliną Pralinowicz mająca, jak to częste u Pilcha, wyraźne odniesienia do biografii pisarza. Napisałam niby, bo tak naprawdę służy ona jako pretekst do wielu rozważań o miłości, seksie, samotności, chorobie, przemijaniu, śmierci.

Można by jeszcze wymieniać liczne tematy podejmowane przez autora przy okazji opisywania burzliwej znajomości z pochodzącą z Czarnogóry kochanką. Dopatruje się  w niej podobieństwa do młodej wenecjanki. Chyba idealizuje ją trochę, zamieszczając nawet opowiadanie napisane jakoby przez nią, podaje jako autorkę Atinę Milić, czyli pierwowzór Praliny. Opowiada o miłości do niej, strachu przed nią, o rozstaniu, a wszystko z perspektywy człowieka już niemłodego, naznaczonego w dodatku chorobą Parkinsona.  

Dla mnie najciekawsze w książce Pilcha są właśnie dygresje autora. Można cytować wiele trafnych i mądrych zdań, wśród których szczególnie urzekło mnie: „Jakby się dało czytać, to nawet śmierć można by przetrzymać – byle kniga gruba była”.

Na pewno dobrze czyta się o Lutrze, Rafaelu, Durerze i ich ewentualnym spotkaniu. Interesująco pisze Pilch o sprawach ostatecznych; o przemijaniu i śmierci. Przejmująco, choć zarazem ironicznie brzmi rozdział „Hak na haku”, w którym analizuje różne sposoby popełniania samobójstwa. Jednak podejmuje decyzję: „wchodzę w starość, wchodzę w chorobę”.

Niektóre rozdziały tej niezbyt obszernej książki (liczy 181 stron) mogą przykuwać uwagę tytułami, wspomniany już „Hak na haku”, „Słownik depresji naszej powszedniej”, „Ochroniarki pułkownika Kadafiego”, „Traktat o różnicy wieku” czy „Kocham cię”. W tym ostatnim autor podaje dwadzieścia jeden najstraszliwszych odpowiedzi na (…) czułe: Kocham cię”. Mnie najbardziej spodobały się „Rozumiem, ale nie pomogę” i „No to coś z tym zrób… Ja wszystkiemu nie dam rady”. Te „najstraszliwsze odpowiedzi” okazały się bardzo dowcipne, choć oczywiście dla wyznającego miłość (jeśli szczerze) mogą być „przygniatające”
.
Nie jestem szczególną entuzjastką prozy Jerzego Pilcha, ale książkę oceniam dość wysoko. Całość może nie porywa specjalnie, ale na pewno warto ją przeczytać dla wielu zawartych w niej myśli, tych, o których już wcześniej wspominałam, a także tych o Tołstoju, Janie Pawle II, Krakowie. Warto przyjrzeć się wenecjance z obrazu Durera i zapoznać się z jego wnikliwą analizą w rozdziale ósmym, a może przy okazji pobytu w Wiedniu obejrzeć oryginał w Kunsthistorisches Museum.


Komentarze