Katarzyna Gondek - "Otolit"

Otolity to kamyczki błędnikowe pozwalające na utrzymanie równowagi zwłaszcza przy gwałtownych zmianach pozycji. Bywa, że się kruszą i przemieszczają. Główna bohaterka powieści Katarzyny Gondek, Ola, cierpi od dzieciństwa na tajemnicze omdlenia i zawroty głowy, które trudno zdiagnozować. Z czasem świadomie wykorzystuje swoją przypadłość w sytuacjach niewygodnych dla niej. Jako dorosła osoba, po wielu latach, „może stu, może więcej”, wraca do Miasta, gdzie zostali jej rodzice, zaalarmowana wieścią o zniknięciu Matki.

Wszystko jest tu właściwie tajemnicze, mroczne, nieoczywiste. Świat realny wciąż splata się ze snami, wyobrażeniami, wizjami Oli z jej stanów omdlenia. Miasto, zwane też Otolitem, wydaje się jakimś wyimaginowanym tworem, owianym legendami opowiadanymi Oli przez Matkę, która twierdzi, że powstało z „ziarenek wapiennego piasku, z kamieni błędnikowych”.

Matka bohaterki, mimo że „zniknięta”, wciąż jest obecna w powieści. Ola opuściła ją i po rozwodzie rodziców zamieszkała z ojcem. Potem wyjechała daleko i nie utrzymywała w zasadzie żadnych kontaktów z bliskimi. Chociaż to może niewłaściwe słowo, rodzice nie są, nie byli, jej bliscy. Z kart powieści wyłania się obraz niezwykle trudnych relacji, zwłaszcza z Matką, która ma obsesję upiększania i ratowania Miasta. Jest postrzegana jako dziwaczka, trochę może wariatka, a Ola z czasem zaczyna się jej wstydzić.
Nie może się jednak od niej wyzwolić, powraca wspomnieniami, analizuje ich relacje, przyznaje, że „Matka jest jak sen powracający, kompas dawnej miłości, utraty i dalszego życia bez niej, a jednak nią przepełnionego”.

Proza Katarzyny Gondek jest dla mnie niesamowita. Już poprzednia jej powieść „Horror Vacui” zachwyciła mnie obrazowaniem, przemieszaniem świata baśni z rzeczywistością i schizofrenicznymi wizjami. Autorka koncentruje się głównie na przeżyciach wewnętrznych, nic nie jest tu oczywiste, trzeba samemu szukać sensów i odczytywać znaczenia.

Wyobraźnia Gondek tworzy piękne wizje Miasta, które w „Otolicie” zdaje się być obok Matki i Oli jednym z głównych bohaterów. Ożywia posąg „kalekiej”, pozbawionej ręki, Matki Boskiej. Zimowy Otolit zaczyna się rozpadać, dzieje się coś niepokojącego. Czy to dlatego, że zniknęła Matka, że przyjechała Ola? Nie muszę znać odpowiedzi, nie o to chodzi w poetyckiej wspaniałej powieści Gondek. Wystarczy samo poszukiwanie i zagłębianie się po prostu w ten świat. Żal mi, że już muszę go opuścić. Oceniając „Horror Vacui” napisałam, że czekam na kolejną książkę jego autorki. Teraz znów to powtarzam. Katarzyna Gondek to dla mnie jedna z najciekawszych współczesnych pisarek.


Komentarze