Eustachy Rylski - "Jadąc"
Od czasu debiutanckiej książki „Stankiewicz. Powrót” Eustachy Rylski pozostaje jednym z moich ulubionych pisarzy. Znam wszystkie jego teksty i trochę żałuję, że nie ma ich zbyt wiele. Mam kilka jego książek, dwie z autografem, bo miałam przyjemność być na spotkaniu z nim. Zapamiętałam dystyngowanego starszego pana posługującego się piękną polszczyzną, stonowanego w swoich ocenach i opiniach.
Do jego
poprzedniego zbioru esejów „Po śniadaniu” wracam co jakiś czas, bliskie mi są
jego fascynacje opowiadaniami Iwaszkiewicza czy Turgieniewa. „Jadąc” także
zakupiłam, by móc czytać kilkakrotnie, tym razem o fascynacjach muzycznych. Na
razie jestem po dwukrotnej lekturze. Poddaję się urokowi tych tekstów,
słuchając jednocześnie utworów, które pisarz odtwarza, podróżując samochodem.
Są wśród nich m.in. muzyka z filmu „Papusza”, „Dziewiąte wrota” i „Ojciec
chrzestny”, „Tiomnaja nocz” i „Mandżurski walc” czy piosenki Mahalii Jackson.
„Pejzaż,
jazda i dźwięk” – ta triada jest dla Rylskiego okazją do wspomnień i refleksji
związanych z podróżami po różnych krajach i po wielu zakątkach Polski. Przydaje
on muzyce konkretny krajobraz czy nawet porę roku, np. preludium Chopina
współgra z jesienią i Mazowszem, a niepokojąca muzyka Kilara z „Dziewiątych
wrót” sprawdza się nocą gdzieś w okolicach Puszczy Augustowskiej.
Dziesięć
esejów pisanych przez siedemdziesięciopięcioletniego autora „Warunku” to również
odniesienie się do własnych tekstów, to przywołanie bohaterów powieści, opowiadań,
dramatów i wspomnianego już przeze mnie zbioru „Po śniadaniu”. To także powrót
do lat dzieciństwa i młodości. Z perspektywy lat spogląda na swoje życie, mając
chyba najbardziej w pamięci „niezapomniane lato
tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego trzeciego roku, kiedy to (dla niego)
zdarzyło się wszystko”. Teraz „starość podpowiada mu częściej ciszę”.
Dla mnie
unosi się nad tymi tekstami nostalgia za czasem minionym, dość typowy dla
Rylskiego stan melancholii, zniechęcenia i rezerwy, to, jak pisze, „wyprowadzanie
się z teraźniejszości”, „bycie już poza każdym z trzech czasów”. Brzmi to
przejmująco zwłaszcza w „Muzyce, która nas odprowadza”, ale i we
wcześniejszych. Napisane pięknym językiem, z dbałością o każde słowo pozwalają
wręcz dostrzec uroki krajobrazu widzianego zza szyb samochodu, zadumać się wraz
z autorem nad muzyką i jej twórcami, odnaleźć obrazy z „Obok Julii”, „Warunku”,
„Dziewczynki z hotelu Excelsior”.
Mam nadzieję, że mimo iż brzmi w „Jadąc” pewien ton ostateczny, te „nieodległe z konieczności, plany na przyszłość”, Eustachy Rylski pisze dalej. Bardzo czekam na każdy jego tekst.
Piękna recenzja! To wspaniałe, że są teksty, które potrafią nas tak poruszyć. Ja może zrobię drugą przymiarkę do "Obok Julii".
OdpowiedzUsuń