Wisława Szymborska - "Błysk rewolwru"
"Błysk rewolwru" Wisławy Szymborskiej to zbiór niepublikowanych za życia poetki utworów wyszperanych w szufladach przez jej długoletniego sekretarza. Czegóż w nim nie ma!
Zaczyna się od juweniliów, w której to części są pierwsze rysunki i próbki pisma małej Ichny, laurki dla mamy i zdjęcia z dzieciństwa. No i tytułowy "Błysk rewolwru", "mrożąca krew w żyłach" opowieść o miłości i zbrodni, zatem romans i kryminał w jednym. Jednak dobrze się stało, że Szymborska szybko porzuciła prozę na rzecz poezji. "Topielec" i "Nihil novi sub sole" to już nieco dojrzalsze próbki poetyckie kończące część pierwszą.
W drugiej - "Na Krupniczej, w szufladzie, na rybach" mamy "Ankietę, czyli konkurs na wygłupianie się bliźnich", a potem jest coraz lepiej i zabawniej. Są świetne moskaliki, słownik wyrazów obelżywych, wiele rymowanek układanych z Kornelem Filipowiczem i znakomita "Meblościanka".
"Utwory gatunkowe" otwierają "Bajki o życiu rzeczy martwych", m.in. o książce, pierzynie czy wiaderku. No i wreszcie limeryki. I tu po przeczytaniu tych stworzonych przez Noblistkę można samemu zacząć rymować, bowiem kilka wymaga uzupełnienia. Dalej są urocze rajzefiberki, altruitki, lepieje i adoralia. I znów chęć, by zabawić się słownie, może nawet w większym gronie.
Część czwarta książki - "W Lubomierzu"- również jest utrzymana w żartobliwym tonie. Tu zwłaszcza "Listy Parkingowego", czyli pana Henia pisane jakoby przez niego do Marii Czyżowej to kolejny przykład wielkiego poczucia humoru poetki.
Całość została pięknie wydana i opatrzona wstępem przez poetę i przyjaciela Szymborskiej, Bronisława Maja. Uważam, że trochę przesadził z naukowym tonem wypowiedzi i choć nie jest ona pozbawiona żartobliwych akcentów, to jednak nie da się jej czytać bez słownika łacińsko - polskiego czy słownika wyrazów obcych w dłoni. W zestawieniu z zawartością tomiku wstęp wydaje się za długi i momentami nudny. Podejrzewam, że część czytelników pewnie go pomija.
Na koniec warto jeszcze postawić pytanie, czy wszystkie inedita (patrz: słownik wyrazów obcych) należało wydać. Mnie się wydaje, że może dziecięce rysunki, laurki, pierwsze próbki pisma przyszłej poetki mogły pozostać w szufladzie. Reszta zaś jak najbardziej cieszy i skłania do szczerego śmiechu, a i refleksji, pogodnej wszakże. Można też po lekturze tomiku pozazdrościć zabaw słownych, jakie były udziałem Szymborskiej i jej towarzyskiego kręgu.
Zaczyna się od juweniliów, w której to części są pierwsze rysunki i próbki pisma małej Ichny, laurki dla mamy i zdjęcia z dzieciństwa. No i tytułowy "Błysk rewolwru", "mrożąca krew w żyłach" opowieść o miłości i zbrodni, zatem romans i kryminał w jednym. Jednak dobrze się stało, że Szymborska szybko porzuciła prozę na rzecz poezji. "Topielec" i "Nihil novi sub sole" to już nieco dojrzalsze próbki poetyckie kończące część pierwszą.
W drugiej - "Na Krupniczej, w szufladzie, na rybach" mamy "Ankietę, czyli konkurs na wygłupianie się bliźnich", a potem jest coraz lepiej i zabawniej. Są świetne moskaliki, słownik wyrazów obelżywych, wiele rymowanek układanych z Kornelem Filipowiczem i znakomita "Meblościanka".
"Utwory gatunkowe" otwierają "Bajki o życiu rzeczy martwych", m.in. o książce, pierzynie czy wiaderku. No i wreszcie limeryki. I tu po przeczytaniu tych stworzonych przez Noblistkę można samemu zacząć rymować, bowiem kilka wymaga uzupełnienia. Dalej są urocze rajzefiberki, altruitki, lepieje i adoralia. I znów chęć, by zabawić się słownie, może nawet w większym gronie.
Część czwarta książki - "W Lubomierzu"- również jest utrzymana w żartobliwym tonie. Tu zwłaszcza "Listy Parkingowego", czyli pana Henia pisane jakoby przez niego do Marii Czyżowej to kolejny przykład wielkiego poczucia humoru poetki.
Całość została pięknie wydana i opatrzona wstępem przez poetę i przyjaciela Szymborskiej, Bronisława Maja. Uważam, że trochę przesadził z naukowym tonem wypowiedzi i choć nie jest ona pozbawiona żartobliwych akcentów, to jednak nie da się jej czytać bez słownika łacińsko - polskiego czy słownika wyrazów obcych w dłoni. W zestawieniu z zawartością tomiku wstęp wydaje się za długi i momentami nudny. Podejrzewam, że część czytelników pewnie go pomija.
Na koniec warto jeszcze postawić pytanie, czy wszystkie inedita (patrz: słownik wyrazów obcych) należało wydać. Mnie się wydaje, że może dziecięce rysunki, laurki, pierwsze próbki pisma przyszłej poetki mogły pozostać w szufladzie. Reszta zaś jak najbardziej cieszy i skłania do szczerego śmiechu, a i refleksji, pogodnej wszakże. Można też po lekturze tomiku pozazdrościć zabaw słownych, jakie były udziałem Szymborskiej i jej towarzyskiego kręgu.
Komentarze
Prześlij komentarz