Mikołaj Łoziński - "Reisefieber"
Astrid Reis i Daniel; matka i syn. Od kilku lat nie mają ze
sobą kontaktu, on wyjechał do Stanów, mieszka w Nowym Jorku, ona pozostała w
Paryżu, gdzie Daniel spędził dzieciństwo i młodość. Astrid umiera i wtedy jej jedyny, wychowywany
przez nią samotnie, syn przyjeżdża, by zająć się różnymi sprawami pozostałymi
po zmarłej. Zaczyna chodzić jej śladami, rozmawia z ludźmi, z którymi się
spotykała. Wiele dowiaduje się o niej, zastanawia się, na ile ten wizerunek jest zbieżny z tym, co
on zapamiętał.
Trudne relacje matki i syna poznajemy, śledząc spotkania
Daniela Reisa z psychoterapeutką Astrid, lekarzem onkologiem, przyrodnią
siostrą, lokatorem mieszkania, żoną kochanka. Mamy też okazję sięgnięcia do przeszłości,
syn wspomina lata spędzone z matką, bez ojca, którego właściwie nie poznał.
Skupia się na pewnych zdarzeniach, ważnych i bolesnych dla niego, a i dla jego
matki również. Wypadek na wakacjach, udawane choroby, kwiaty dla mamy, ostatnia
awantura i rozbite lustro…
Kto zawinił, dlaczego zamilkli oboje na lata, nie
potrzebowali siebie? Mikołaj Łoziński, mając zaledwie 25 lat, napisał piękną i
mądrą książkę, w której próbuje odpowiedzieć na te pytania, a może inaczej, po
prostu szuka odpowiedzi. Czy je znajduje to już inna kwestia, tu czytelnik musi
zabrać głos. Myślę, że czytając tę niewielką powieść (162 strony), możemy się
zastanawiać, dlaczego ludzie tak często rozmijają się, nie chcą (nie potrafią)
mówić o swych uczuciach, ranią się, odpychają.
Patrzymy na Daniela, który szuka prawdy o matce, nawet
niekiedy domaga się jej, np. od psychoterapeutki, a przecież, jak mówi Aude,
„ważna jest ta Astrid, którą pan pamięta” i przecież nic nie da się już
zmienić.
Życie przemija, tytułowa „reisefieber” także, Astrid wie, że
jej podróż się kończy, jeszcze list do syna, w którym wyjawi mu skrywaną przez
lata tajemnicę, ostatnie porządki w mieszkaniu i można wyruszać… Widzimy pewne
zdarzenia z perspektywy matki. Nakreślony przez Łozińskiego wizerunek Astrid jest
ciepły i wzbudza sympatię czytelnika, w przeciwieństwie do jej syna, który
wydaje się niedojrzały, mimo 38 lat, raczej egoistyczny i nie bardzo wiedzący,
czego chce od życia.
Przeczytałam tę powieść dwukrotnie, pierwszy raz przed
czterema laty i teraz właściwie miałam wrażenie, że poznaję ją od nowa.
Zwróciłam baczniejszą uwagę na piękny wątek miłości Asrid i Spencera, na pewne
luki myślowe, niedopowiedzenia, które samemu można uzupełnić, opisy sytuacji,
które mogłyby się wydarzyć. Nieśpieszna, kameralna, spokojna narracja umożliwia
refleksje nad przemijaniem, śmiercią, uczuciami. Dobrze się stało, że akcja nie
dzieje się w Polsce, że bohaterami nie są Polacy (z jednym małym wyjątkiem).
Nie trzeba przykładać do relacji matki i syna naszych rodzimych wyobrażeń, np.
o matce – Polce.
Warto przeczytać „Reisefieber”, może nie tylko jeden raz.
Komentarze
Prześlij komentarz