Jakub Małecki - "Dżozef"

W ubiegłe wakacje przeczytałam "Przemytnika cudu", horror Jakuba Małeckiego leżący akurat na parapecie okna pensjonatu w nadmorskiej miejscowości, nic szczególnego. Pomyślałam, że autor upewnił mnie w niechęci do tego gatunku i że pewnie nie sięgnę już po jego książki. A tu miła niespodzianka, "Dżozef" bardzo mi się spodobał. Widzę, że autor się rozwinął.

Posłużył się może i nie nowym pomysłem książki w książce, ale zrobił tu naprawdę świetnie. Włączył do swej opowieści prozę Conrada i tu trochę żałuję, że bardzo pobieżnie ją znam. Większa znajomość pozwoliłaby mi pewnie głębiej odczytać niektóre treści, ale i tak jest okazja, by zapoznać się z wieloma cytatami z "Jądra ciemności", "Lorda Jima", "Smugi cienia" i innych.

Zaczyna się zaś dość zwyczajnie, szpitalna sala, czterech pacjentów, potem już tylko trzech, wizyty rodziny i przyjaciół. Dresiarz Grzegorz, biznesmen Leszek nazwany Kurzem i Czwarty, pan Stachu, namiętnie czytający książki Josepha Conrada, poznają się bliżej, rozmawiają i...powoli zaczyna do powieści wkraczać realizm magiczny, jest coraz ciekawiej, napięcie rośnie, atmosfera się zagęszcza, przestrzeń  zacieśnia.

Małecki stworzył wyraziste postaci, sprawił, że bardzo szybko zaczynamy czuć sympatię do dresiarza z Pragi i jego kolegów z sali szpitalnej.
Kibicujemy im, gdy widzimy, że znaleźli się w niebezpiecznej sytuacji. Z wielką uwagą śledzimy historię pana Stacha, który "ubzdurał sobie, że jest Josephem Conradem" i którego prześladuje kozioł Drewniak.

Na uwagę zasługują też te fragmenty, które głoszą pochwałę czytania:" Czytają coś i przez to nie śpią, nie jedzą, nie chodzą do kibla, słowem - zapominają o świecie". Myślę, że powieść Małeckiego pozwala zapomnieć o tym, co dzieje się wokół. Czy to może być niebezpieczne? Proszę się upewnić sięgając po "Dżozefa".

Komentarze