Magdalena Tulli - "Szum"


Dziewczynka w granatowym włoskim swetrze zamiast w przepisowym fartuchu z białym kołnierzykiem już tym wyróżnia się wśród uczniów. Choć może wyróżnia to nie jest tutaj dobre słowo, raczej odstaje, nie pasuje. Spóźnia się na lekcje, nie radzi sobie z czytaniem i pisaniem, kłamie, bywa agresywna. Jest wyśmiewana przez koleżanki, a nawet przez własną rodzinę na coniedzielnych spotkaniach przy szarlotce. Jej matka wciąż jest wzywana do szkoły, która nie chce zrozumieć, że sprawy córki „nie są jej sprawami i nie chce brać za nie odpowiedzialności”. Pamięć wojennych przeżyć wciąż tkwi bardzo mocno w matce i każe jej „trzymać świat na dystans”.

Toksyczna relacja z matką, poczucie obcości, samotność, budowanie wyobrażonych światów to tematy pojawiające się w „Szumie” i wcześniejszych „Włoskich szpilkach”. To powieści, w których autorka próbuje się zmierzyć z własnymi doświadczeniami dzieciństwa i młodości, chorobą matki i jej obozową przeszłością.

Dziewczynka z „Szumu” nie znajduje wsparcia u najbliższych, szuka zatem przyjaciół w świecie wyobrażonym. Pojawia się sympatyczny lis z włoskiej kolorowanki udzielający jej wielu przydatnych nauk. Zniknie potem, by w końcówce książki przewodniczyć Sądowi Najniższemu, gdzie niektóre z wcześniejszych postaci gromadzą się „żeby sobie wybaczyć”. Zanim to nastąpi, trzeba jednak, by „umarła w nich ofiara”.

To piękna metaforyczna scena, podobnie jak pojawiające się w powieści „telefony do zmarłych”. No bo jak właściwie z nimi rozmawiać? „Tylko przez telefon, inaczej się nie da”. Narratorka przyznaje, że są to trudne rozmowy, oni „mają za sobą coś takiego, co w nich wszystko zmienia”. Nie ma „tam” szumu, czyli życia po prostu, rozumianego naszymi kryteriami z zabieganiem, pośpiechem, chaosem, zamartwianiem się.

„Szum” Magdaleny Tulli to raczej smutna i bolesna proza. Podejmowane przez autorkę tematy są trudne, na pewno jednak warto podjąć wysiłek zmierzenia się z nimi. Może z kart książki „wyjrzą” i nasze, czytelników, doświadczenia, może w tej małej dziewczynce zobaczymy siebie, swoją koleżankę, kogoś bliskiego… Może lis przypomni nam „Małego księcia” Exupery’ego.  


Komentarze