Małgorzata Boryczka - "O perspektywach rozwoju małych miasteczek"
Z zaciekawieniem sięgam do debiutów, myślę sobie, jak potoczą się dalsze losy autorki czy autora. Czasem po brawurowym debiucie nastaje lekka „posucha”, tak miałam w przypadku Zośki Papużanki, ale jej ostatnia powieść zrekompensowała mi czas oczekiwania. Niektórzy od razu nie wzbudzają mojego zainteresowania i wtedy trudno mi „przełamać się” i sięgnąć po ich kolejną książkę, tu przykład Filipa Zawady.
Książkę
Małgorzaty Boryczki może bym przegapiła, moja biblioteka nie zakupiła jej, ale
dostałam ją jako nagrodę w konkursie na recenzję DKK. Tytuł oczywiście wzbudził
od razu moje zainteresowanie, bo wiadomo, że nawiązuje do znanego wiersza
Andrzeja Bursy, jego fragment jest zamieszczony jako motto, jednak już bez
słów, że poeta „ ma małe miasteczka w d….” . Ponad sześćdziesiąt lat minęło od
powstania wiersza „Sobota” i można zapytać, jak dziś mają się małe miasteczka i
perspektywy ich rozwoju. Na pewno zmienił się ich wygląd, położono kostkę na
rynkach i wokół nich, wycięto trochę drzew, postawiono może jakieś pomniki,
pojawiły się markety, a co z mieszkańcami?
Jak żyje się
w mniejszej społeczności, gdzie trudniej o anonimowość, „plotki (…) rozchodzą
się lotem błyskawicy”, gdzie często granica między wsią i miastem jest dość
umowna. „Domy takie same. Ludzie tacy sami. Nawet kury i krowy takie same – ale
u nas już miasto, a u babci wieś”. Tak pokazuje swoje miasteczko bohaterka pierwszego
z czternastu opowiadań, licealistka, która po babce dziedziczy zdolność
słyszenia modlitw w kościele. Z kolei Zbyszek od dziecka przyjaźni się z
siekierą, którą po babci nazywa Krystyną, zaś Renatę oskarżą o czary i
mieszkańcy zamiast swojskich ruskich pierogów będą musieli przestawić się na
burgery i pizzę. Iwonka nie wie, o zgrozo, kim był Karel Gott, bohater „Zguby”
poszukuje zaginionej kotki, a Gigant patroluje miasto i oprowadza po kirkucie.
To tylko
kilka ciekawych postaci, które pojawiają się w zbiorze Boryczki. Pisane w
pierwszej osobie przybliżają małomiasteczkową społeczność, czasem z ironią, z
odrobiną realizmu magicznego, z humorem pokazują sytuacje, które mogą też
zdarzyć się i w innych realiach, ale tutaj bohaterom jest trudniej zdecydować
się na zmianę. „Zostanę tu sama, bez żadnej nadziei na zmianę”- mówi dziewczyna
uwikłana w romans z żonatym mężczyzną. Rodzice Iwonki nigdy nigdzie nie byli, a
swojej córce zazdroszczą, że „może sobie gdzieś pojechać”.
Nie
wszystkie z czternastu opowiadań zainteresowały mnie w równym stopniu, na pewno
wyróżnię „Schedę”, „Siekierę”, „Surówkę”, „Zgubę” i „Krzyżówkę”. Sądzę, że
warto zapamiętać nazwisko autorki, która, jak wyczytałam, pracuje nad
powieścią. Będę jej wyglądać.
Bardzo zgrabnie napisana recenzja. W ten sposób już zachęca do przeczytania choćby wymienionych opowiadań.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji przeczytałem, kolejny raz, wcześniejszą, nagrodzoną recenzję autorki, a dotyczącą książki „Czuły narrator” Olgi Tokarczuk, zwłaszcza zamieszczonego tam eseju „Palec w soli, czyli krótka historia mojego czytania”. Było to o tyle łatwe, że wspomniana recenzja znajduje się kilka pozycji poniżej.