Krzysztof Varga - "Sonnenberg"

Znam sześć książek Krzysztofa Vargi, lubię jego felietony. Bardzo podoba mi się jego styl; złośliwy, ironiczny, odpowiada mi częsty cynizm wypowiedzi, poczucie humoru, a przede wszystkim wielka erudycja.

"Sonnenberg" jest dla mnie jego najlepszą powieścią, rzecz jasna z tych sześciu przeczytanych. Jakoś długo miałam ją tylko w planach, błąd. Co prawda pierwsze strony szły mi dość ciężko, trzeba było przywyknąć do drobnej czcionki i jednolitego tekstu, no ale potem to już była uczta duchowa.

Dosłownie wędrowałam z głównym bohaterem, Andrasem, po ulicach i placach Budapesztu, wstępowałam do knajp na szprycera, jeździłam tramwajami i autobusami, byłam na pięknym cmentarzu Farkasreti, gdzie bohater widzi nawet śmierć pokazaną pod postacią dziewczyny w szarej sukience, z szarym makijażem. Tylko on doświadcza tej wizji, towarzysząca mu Virag zarzuca mu "wycofywanie się w sferę fikcji literackiej". Nie jest to bezzasadne, bowiem Andras zajmuje się modernistyczną literaturą austriacką, ale i sam pisze powieść. Idzie mu dość ciężko, wciąż jest właściwie na etapie zbierania materiałów.

Główny bohater to w sumie leń i nieudacznik, ale jaką on ma wiedzę! Varga obdarza go wiadomościami z różnych dziedzin, nie tylko z literatury; Andras zna dobrze historię Węgier, wie dużo o przemyśle porno, o samobójcach, sławnych kryminalistach, sporcie; to tylko mały przegląd tego, czego można się dowiedzieć z książki. Wspaniałe, liczne dygresje stanowią wręcz osobne historie, np. o ojcu bohatera, o różnych markach perfum, o Kalwinie.

Powieść ma zapachy nie tylko perfum, ale i węgierskiego jedzenia, tych slambuców, gulaszy, paprykarza ziemniaczanego jadanego u babci Terez. Są tu zapachy i liczne barwy dzielnicy dzieciństwa Andrasa - Zuglo i Naphegy, gdzie obecnie mieszka. Widoki zapierają dech w piersiach, a bohaterowie stają się bliscy, gdy ma się wrażenie wsłuchiwania w ich dyskusje.

Obok Andrasa wielką sympatią obdarzam Laciego, właściciela niszowego wydawnictwa. Często towarzyszą mu "fenomenalnie uzdolnione artystki"; piękna jest jego rozmowa z Virag na temat kondycji współczesnej literatury. Laci mówi "o swoich pretensjach do tych wszystkich, których powinnością jest bronić kultury i cywilizacji przed tandetą, a którzy otworzyli na oścież bramy zamku i wpuścili najeźdźców, rozwijając na dodatek przed ich utytłanymi w błocie i gnoju butami czerwone dywany".

Tę gorzką ocenę popiera też Andras, wciąż mając obawy związane ze swoją powieścią. Do tych dylematów dochodzą też jego osobiste perypetie związane z romansem z mężatką Agnes i jednoczesnym związkiem z Virag. Śledząc trudną relację z Agnes, warto zwrócić uwagę na podkreślany często przedmiot zainteresowań Andrasa, czyli powieść modernistyczną, gdzie m.in. brak tabu czy negacja obowiązujących ideałów i zachowań.  To istotne w pełniejszym zrozumieniu "Sonnenbergu", powieści skrzącej się humorem, dowcipnymi i celnymi sformułowaniami, napisanej pięknym językiem, z długimi, czasem na pół strony, wysmakowanymi zdaniami.

Polecam też przeczytanie wywiadów z Vargą na temat tej powieści i odsłuchanie rozmów pisarza z Michałem Nogasiem i Darkiem Foksem. Mnie pozwoliły one dotrzeć głębiej do niektórych treści, pomogły w zrozumieniu pewnych wątków, ich wymowy i symboliki.

Varga podkreśla swoją miłość do Budapesztu, bliskiego mu miasta, w którym spędził wiele czasu i które zna bardzo dobrze (jego ojciec był Węgrem). "Sonnenberg", co zauważają wszyscy znający tę powieść, ma tak naprawdę dwóch bohaterów: Budapeszt i Andrasa, a może nawet należałoby odwrócić kolejność. To nie jest jednak miasto z przewodników turystycznych, to coś w rodzaju "osobistego przewodnika po Budapeszcie", trochę na wzór tego po Pradze Mariusza Szczygła.

Przeczytajcie tę powieść, koniecznie.

Komentarze

  1. Kolejna mistrzowska recenzja. Tylko czytać powieść Pana Vargi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz