Nina Lykke - "Ostatnie stadium"
Sięgnęłam po tę powieść zachęcona opinią na Lubimy Czytać. Nie znam literatury norweskiej, a tematyka wydała mi się interesująca.
Bohaterka i jednocześnie narratorka Elin ma ponad pięćdziesiąt lat, pracuje jako lekarka rodzinna, mąż także lekarz, córki studentki opuściły już dom. Zatem stabilizacja i...stagnacja, którą Elin próbuje "ożywić" alkoholem i serialami. Nie podziela sportowych pasji męża Aksela. Wdaje się w romans z byłym chłopakiem.
Elin opowiada o swoich problemach, wspomina przeszłe zdarzenia, a jednocześnie relacjonuje wizyty pacjentów w swoim gabinecie. Tu jest sporo zabawnych sytuacji z udziałem chorych i tych, którym się wydaje, że są chorzy.
Zastanowiło mnie, że norweski lekarz rodzinny wykonuje wiele zabiegów, z którymi u nas trzeba udać się do specjalisty, np. ginekologiczne czy dermatologiczne.
Bardzo ciekawe są przemyślenia bohaterki dotyczące społeczeństwa norweskiego, jego roszczeniowości, pragnienia długiego i zdrowego życia, poszukiwania lekarstw na wszystkie dolegliwości, nieumiejętności pogodzenia się ze starością.
Wiele z tych refleksji Elin kieruje do szkieletu anatomicznego nazwanego Tore, mówi do niego i "uzyskuje" odpowiedź. Próbuje w ten sposób odegnać swoje lęki i niepokoje, niemożność zajęcia zdecydowanego stanowiska w skomplikowanej sytuacji życiowej; pomieszkuje w gabinecie, by przemyśleć swoje życie i podjąć jakąś decyzję.
Najbardziej podobały mi się w powieści sceny w gabinecie pani doktor, galeria ciekawych i oryginalnych pacjentów, którym Elin miałaby ochotę powiedzieć: "Większość stanów bólowych i chorób przechodzi sama z siebie".
Warto przeczytać powieść Niny Lykke. Polecam.
Bohaterka i jednocześnie narratorka Elin ma ponad pięćdziesiąt lat, pracuje jako lekarka rodzinna, mąż także lekarz, córki studentki opuściły już dom. Zatem stabilizacja i...stagnacja, którą Elin próbuje "ożywić" alkoholem i serialami. Nie podziela sportowych pasji męża Aksela. Wdaje się w romans z byłym chłopakiem.
Elin opowiada o swoich problemach, wspomina przeszłe zdarzenia, a jednocześnie relacjonuje wizyty pacjentów w swoim gabinecie. Tu jest sporo zabawnych sytuacji z udziałem chorych i tych, którym się wydaje, że są chorzy.
Zastanowiło mnie, że norweski lekarz rodzinny wykonuje wiele zabiegów, z którymi u nas trzeba udać się do specjalisty, np. ginekologiczne czy dermatologiczne.
Bardzo ciekawe są przemyślenia bohaterki dotyczące społeczeństwa norweskiego, jego roszczeniowości, pragnienia długiego i zdrowego życia, poszukiwania lekarstw na wszystkie dolegliwości, nieumiejętności pogodzenia się ze starością.
Wiele z tych refleksji Elin kieruje do szkieletu anatomicznego nazwanego Tore, mówi do niego i "uzyskuje" odpowiedź. Próbuje w ten sposób odegnać swoje lęki i niepokoje, niemożność zajęcia zdecydowanego stanowiska w skomplikowanej sytuacji życiowej; pomieszkuje w gabinecie, by przemyśleć swoje życie i podjąć jakąś decyzję.
Najbardziej podobały mi się w powieści sceny w gabinecie pani doktor, galeria ciekawych i oryginalnych pacjentów, którym Elin miałaby ochotę powiedzieć: "Większość stanów bólowych i chorób przechodzi sama z siebie".
Warto przeczytać powieść Niny Lykke. Polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz