Marek Hłasko - "Wilk"
„Wilk” Marka
Hłaski stał się w 2015 roku sensacją wydawniczą. Okazało się, że to debiutancka
powieść młodego twórcy odnaleziona wśród maszynopisów „Sonaty marymonckiej”.
Jej akcja toczy się w okresie międzywojennym na warszawskim Marymoncie. Obraz
tej biednej dzielnicy niemającej aż do 1936 roku kanalizacji przykuwa uwagę i
jest tym, co wg mnie, jest najlepsze w tej powieści.
Przygnębiające
i przytłaczające opisy biedy, Cygańskich Bud, gdzie mrok, wilgoć, zimno;
wszechobecnego jesiennego błota, gruźlicy, na którą cierpi wiele osób, są
bardzo realistycznie oddane. Hłasko pokazuje brak perspektyw, złodziejstwo,
alkoholizm, bójki. Obowiązuje prawo ulicy, które jeden z bohaterów, złodziej
Zdzisław Zieliński zdradza Ryśkowi Lewandowskiemu: „Słabego w ryja,
mocniejszego w rączkę”.
Rysiek,
główna postać „Wilka”, ma jednak marzenia wykraczające poza Marymont, chce być
jak kowboj, bohater westernów Ken Maynard. Stopniowo, pod wpływem działacza KPP
Janka Rączyna, zaczyna interesować się ideą komunizmu.
Podczas
strajku w fabryce nazywanej „Blaszanką”, gdzie trafia przypadkowo, zdaje mu
się, że „drogę odnalazł i marzenia swoje zgubione”. Tu właśnie, zaczyna się ta mniej interesująca część powieści. Trochę mało
wiarygodna jest ta przemiana Ryśka z łobuza i złodziejaszka w chłopaka
modlącego się, by przyjęto go do partii, by został komunistą.
W
„Blaszance” kilka razy wybrzmiewa „Międzynarodówka”, sąsiad Lewandowskich,
Kotras, wśród dopingujących go robotników, maluje z pamięci portret Stalina. Te
sceny są dość karykaturalne, męczące dla czytelnika, pozostają w duchu
socrealizmu, choć wg autora posłowia Radosława Młynarczyka, który „Wilka”
odnalazł i przygotował do druku, „obudowa ideologiczna była pastiszem”.
Może i tak,
jednak trudno się czyta te patetyczne opisy, przemowy towarzyszy, ciężko
wyobrazić sobie szesnastoletniego Ryśka, syna furmana, pogrążonego w
całodziennej lekturze nielegalnych gazet komunistycznych.
Dwie
recenzentki Wydawnictwa Iskry odrzuciły w 1954 roku powieść Hłaski, choć
uznały, że jej autor ma talent i proponowały dalszą pracę nad tym „brulionem
dobrej książki”. Miały rację, autor debiutował świetnymi opowiadaniami i w nich
spełniał się najbardziej. Pewnie i z tej powieści mogłoby powstać bardzo dobre
opowiadanie.
„Wilka”
warto przeczytać, przede wszystkim dla obrazów Marymontu i dla języka, barwnego
i żywego. Autor wplótł tutaj gwarę uliczną, wulgaryzmy, złodziejskie
powiedzenia, piosenki. Dobrze, że powieść została wydana, ta pierwsza
młodzieńcza próba pokazuje, mimo niedociągnięć, talent bardzo młodego chłopaka
niewywodzącego się przecież z pokazanego przez siebie środowiska, mającego
zmysł obserwacji, stawiającego od początku na „ciemny realizm”.
Komentarze
Prześlij komentarz