Zyta Rudzka - "Ten się śmieje, kto ma zęby"
Sięgnęłam po tę książkę zachęcona oczywiście nagrodą Nike. Nie znałam wcześniej twórczości Zyty Rudzkiej. Byłam jej ciekawa. Mam takie wrażenie, że jeśli jury składające się z osób znających się na literaturze przyznaje nagrodę, to musi COŚ dostrzec w danej książce.
Może nie wpadłam w zachwyt po lekturze, ale bardzo mi się podobała. Przede wszystkim chwalę za język, idealnie dopasowany do bohaterki. Nie bardzo rozumiem narzekania na wulgaryzmy, przecież Wera tak mówi, taka jest.
Uważam, że autorka pokazała ją tak wyraziście, że potrafię sobie doskonale ją wyobrazić. Widzę, jak wędruje po mieście w poszukiwaniu ubrania, głównie odpowiednich butów, dla zmarłego męża, Dżokeja. Pewna siebie, nie znosząca sprzeciwu, z nieodłącznym papierosem, w towarzystwie starego psa Waciaka.
Nie doznała od życia za wiele, ale nie poddaje się. Ma w planach dalsze długie życie, nie utożsamia się z wdowim stanem.
Wera, fryzjerka męska, bezrobotna, wyprzedaje kolejne rzeczy z domu, jest stałą bywalczynią bazaru. Mówi krótkimi zdaniami, konkretnie, "wyślepia" kolejne okazje, by przetrwać.
Nie jest to jakaś kojąca lektura, nie jest tu "ładnie i elegancko", to nie ten typ literatury.
Jest brzydko, wulgarnie, nieprzyjemnie; tak ma być. Takie środowisko pokazała Zyta Rudzka i wg mnie udało się jej sprawić, że towarzyszymy Werze w jej wędrówkach, wierząc, ze skompletuje ubranie i buty dla Dżokeja.
A po pogrzebie skręci sobie kolejnego papierocha i ruszy, by żyć.
Ah, jacy ci ludzie nagle ugrzecznieni. Niech się rozejrzą po ulicach i świecie, jest brudno, brzydko i wulgarnie :)
OdpowiedzUsuń