Jacek Leociak - "Podziemny Muranów"
"Mieszkańcom getta, którzy zeszli do bunkrów, pozostała jedynie chwila teraźniejsza bez wczoraj i bez jutra, czyli obecność tu i teraz, pomiędzy utraconą przeszłością a nieosiągalną przyszłością".
Profesor Jacek Leociak pokazuje warszawskie getto, koncentrując się na okresie powstania w kwietniu 1943 roku i miesięcy, które po nim nastąpiły. To czas, gdy ludzie zeszli pod ziemię i tam w bunkrach próbowali przeżyć.
Czytałam tę niezwykle bolesną książkę wolno, z trudem, uświadamiając sobie, że mimo lektury wielu pozycji poruszających te tematy, wciąż dowiaduję się rzeczy mi nieznanych, wstrząsających i poruszających.
"Bycie w ukryciu to doświadczenie egzystencji zdegradowanej, ujętej w kleszcze lęku, skrajnej deprawacji, fizycznej i psychicznej tortury. A jednocześnie to uparte trzymanie się życia w absurdalnej, wydawałoby się, nadziei wbrew nadziei". Tak pisze autor, obszernie przytaczając relacje tych, którzy zostawili świadectwo tamtych dni, zapisując swe przeżycia na bieżąco lub odtwarzając je bezpośrednio po wojnie.
Archiwum Ringelbluma ocalało, choć jego część została zniszczona przez wodę, która dostała się do metalowych skrzyń, dokumenty w bańkach na mleko zachowały się bardzo dobrze. Wydobyto je po czterech i po siedmiu latach, jednej części wciąż nie znaleziono i pewnie tak zostanie.
Po getcie nie zostało nic, na jego miejscu jest dzielnica Muranów, zmieniła się siatka ulic. Profesor Leociak dokładnie opisuje budynki i ulice dawniej tętniące życiem społeczności żydowskiej; Gęsią, Świętojerską, Nalewki, Nowolipie...
Dziś też pełno tam życia, tyle że nie ma tam Żydów, a nawet śladów po nich.
Resztki getta zostały pod ziemią. Z gruzu robiono gruzobeton do budowy nowego socjalistycznego osiedla, wyrównano teren, zrobiono pagórki. Przodownicy pracy ścigali się we współzawodnictwie, by Muranów był przykładem sprawczości nowej władzy.
Autor zwraca uwagę na przedmioty, które ocalały przechowywane obecnie w Muzeum Żydów Polskich Polin; garnek, łyżka, nic cennego, bo to, co miało większą wartość od razu było rozgrabione, najpierw przez Niemców, a potem przez grupy polskich szabrowników łudzących się, że znajdą "w miejscu cierpienia, walki i zagłady warszawskich Żydów" jakieś skarby, mityczne "żydowskie złoto".
W poszukiwaniu śladów po warszawskim getcie wspomagają Jacka Leociaka świetne czarno - białe zdjęcia Artura Żmijewskiego. Pokazują np. bruk parkingu w okolicach posesji Gęsia 79 czy miejsce, gdzie stała kamienica Leszno 74. By zobaczyć więcej, trzeba uruchomić wyobraźnię, przeczytać uważnie książkę "Podziemny Muranów", może przejść się z nią po tej dzielnicy.
Autor daje też taką radę: "Wszystkim, którzy chcą jakoś Zagładę objąć, uprzytomnić sobie jej grozę, namawiam do praktykowania współobecności". Jest ona "trudna, bo przeszkadza nam w życiu, przypomina nam o czymś, o czym może wolelibyśmy zapomnieć, jest niekomfortowa. Ale taka właśnie ma być".
Bardzo polecam tę książkę.
Profesor Jacek Leociak pokazuje warszawskie getto, koncentrując się na okresie powstania w kwietniu 1943 roku i miesięcy, które po nim nastąpiły. To czas, gdy ludzie zeszli pod ziemię i tam w bunkrach próbowali przeżyć.
Czytałam tę niezwykle bolesną książkę wolno, z trudem, uświadamiając sobie, że mimo lektury wielu pozycji poruszających te tematy, wciąż dowiaduję się rzeczy mi nieznanych, wstrząsających i poruszających.
"Bycie w ukryciu to doświadczenie egzystencji zdegradowanej, ujętej w kleszcze lęku, skrajnej deprawacji, fizycznej i psychicznej tortury. A jednocześnie to uparte trzymanie się życia w absurdalnej, wydawałoby się, nadziei wbrew nadziei". Tak pisze autor, obszernie przytaczając relacje tych, którzy zostawili świadectwo tamtych dni, zapisując swe przeżycia na bieżąco lub odtwarzając je bezpośrednio po wojnie.
Nie można spokojnie i bez emocji czytać tych zapisków, nie sposób wyobrazić sobie ogromu cierpień tych, którzy zostali w gruzach, bo przecież przejście na "aryjską" stronę równało się najczęściej z wyrokiem śmierci.
Archiwum Ringelbluma ocalało, choć jego część została zniszczona przez wodę, która dostała się do metalowych skrzyń, dokumenty w bańkach na mleko zachowały się bardzo dobrze. Wydobyto je po czterech i po siedmiu latach, jednej części wciąż nie znaleziono i pewnie tak zostanie.
Po getcie nie zostało nic, na jego miejscu jest dzielnica Muranów, zmieniła się siatka ulic. Profesor Leociak dokładnie opisuje budynki i ulice dawniej tętniące życiem społeczności żydowskiej; Gęsią, Świętojerską, Nalewki, Nowolipie...
Dziś też pełno tam życia, tyle że nie ma tam Żydów, a nawet śladów po nich.
Resztki getta zostały pod ziemią. Z gruzu robiono gruzobeton do budowy nowego socjalistycznego osiedla, wyrównano teren, zrobiono pagórki. Przodownicy pracy ścigali się we współzawodnictwie, by Muranów był przykładem sprawczości nowej władzy.
Autor zwraca uwagę na przedmioty, które ocalały przechowywane obecnie w Muzeum Żydów Polskich Polin; garnek, łyżka, nic cennego, bo to, co miało większą wartość od razu było rozgrabione, najpierw przez Niemców, a potem przez grupy polskich szabrowników łudzących się, że znajdą "w miejscu cierpienia, walki i zagłady warszawskich Żydów" jakieś skarby, mityczne "żydowskie złoto".
W poszukiwaniu śladów po warszawskim getcie wspomagają Jacka Leociaka świetne czarno - białe zdjęcia Artura Żmijewskiego. Pokazują np. bruk parkingu w okolicach posesji Gęsia 79 czy miejsce, gdzie stała kamienica Leszno 74. By zobaczyć więcej, trzeba uruchomić wyobraźnię, przeczytać uważnie książkę "Podziemny Muranów", może przejść się z nią po tej dzielnicy.
Autor daje też taką radę: "Wszystkim, którzy chcą jakoś Zagładę objąć, uprzytomnić sobie jej grozę, namawiam do praktykowania współobecności". Jest ona "trudna, bo przeszkadza nam w życiu, przypomina nam o czymś, o czym może wolelibyśmy zapomnieć, jest niekomfortowa. Ale taka właśnie ma być".
Bardzo polecam tę książkę.
Komentarze
Prześlij komentarz