Magdalena Grzebałkowska - "1945. Wojna i pokój"

Nasze wyobrażenia związane z końcem wojny opierają się głównie na filmach, serialach, literaturze czy wspomnieniach rodzinnych. Dziś trudno znaleźć tych, którzy pamiętają koniec wojny, są to osoby, które wówczas były dziećmi. Do nich stara się dotrzeć Magdalena Grzebałkowska i dowiedzieć się , co pamiętają. Ich opowieści i wspomnienia to na pewno jedne z ostatnich takich relacji żyjących świadków tamtych wydarzeń. Autorka przyznaje, że rozmowy z ludźmi były dla niej najważniejsze przy pisaniu reportażu. Korzystała też z wielu źródeł, wśród których najważniejsza była książka Marcina Zaremby „Wielka trwoga. Polska 1944 – 1947”.

Tak powstał świetny reportaż, dzięki któremu można bardzo wzbogacić swą wiedzę o tym trudnym i bolesnym czasie, który dla wielu wcale nie oznaczał końca wojny.

Grzebałkowska ułożyła swą książkę w dwanaście opowieści wzbogaconych ogłoszeniami z prasy z kolejnych miesięcy 1945 roku. Są też liczne zdjęcia obrazujące tamten czas. Mamy więc relacje o szabrownikach, o przesiedleńcach, Niemcach, Ukraińcach, o pierwszym prezydencie Wrocławia Bolesławie Drobnerze, o przeprawie przez zamarznięty Zalew Wiślany. Wspominają: Werner Henseleit, Niemiec ożeniony z Polką, Augustyna Niedworok ze Śląska, która czuje się Niemką, Jarosław Cholewka, po ukraińsku Choljałka i wielu innych. Niekiedy autorka nie podaje nazwiska, bo, jak twierdzi, „czasem trzeba chronić bohatera”.

Przejmujące są opowieści o żydowskich dzieciach w otwockim domu dziecka, o Warszawie w pierwszych dniach po wyzwoleniu, o katastrofie statku „Wilhelm Gustloff”, o obozie w Łambinowicach i jego okrutnym komendancie Czesławie Gęborskim, który zgotował straszny los cywilom niemieckim.

Wydawać by się mogło, że przeglądanie ogłoszeń prasowych z 1945 roku będzie lżejsze w odbiorze. Owszem, nieraz tak jest, ale i tu doświadczamy smutnych i przygnębiających odczuć, czytając liczne anonse o tym, że ktoś chce „oddać za swoje niemowlę/dziecko dobrej rodzinie” lub poszukuje kogoś bliskiego. Bywa, że tym bliskim jest zwierzę – „Wszystko, co mi zostało to brunatna suczka owczarka z obrożą” – to ogłoszenie z Życia Warszawy, w którym ktoś obiecuje nawet nagrodę.
Są i pogodniejsze, a nawet humorystyczne, jak to o „wiecznej ondulacji” czy „ fachowych siłach potrzebnych do zawijania cukierków”. Pokazują one, jak szybko budzi się w ludziach chęć działania, pracy, robienia interesów, zapomnienia o wojnie.

To zapomnienie to jednak pozory, wojna będzie tkwić w ludziach przez lata. Grzebałkowska twierdzi: „Wojna trwa nadal. Jest w nas”. Uważa, że dziedziczymy ją w jakiś sposób. Nawet jeśli nie do końca się z nią tutaj zgadzam, to przyznam, że w czasie czytania jej książki doświadczałam naprawdę bardzo silnych emocji, czasem do łez włącznie. Smutek, żal, współczucie dla tych, którym dane było żyć w tamtym wojennym czasie, powodowały, że tym bardziej doceniłam czas pokoju, to, że moje pokolenie nie poznało wojny.

W czasie czytania "słyszałam" niekiedy charakterystyczne dźwięki niezapomnianej ballady Komedy i Osieckiej z filmu "Prawo i pięść". 


Komentarze