Kornel Filipowicz - "Romans prowincjonalny i inne historie"


Proza Kornela Filipowicza przeżywa swój renesans.  Mało znany pisarz powrócił najpierw jako wieloletni partner Wisławy Szymborskiej za sprawą wydanego w 2016 roku wyboru listów obojga pt. „Najlepiej w życiu ma twój kot”. W kolejnym roku ukazał się wybór jego  opowiadań „Moja kochana, dumna prowincja” w opracowaniu Joanny Sobolewskiej. W 2018 roku Wojciech Bonowicz przygotował jego teksty o miłości – to „Romans prowincjonalny i inne historie”.
Mnie zachwycił już ten pierwszy wybór. Zapragnęłam poznać kolejne utwory tego niesłusznie zapomnianego twórcy, uważanego przez wielu historyków literatury za mistrza opowiadania. 

W wyborze dokonanym przez Bonowicza znalazły się dwie mikropowieści i piętnaście opowiadań. Wspaniałe klimatyczne historie zatrzymują w czasie pozornie błahe zdarzenia, „wspomnienia są słodkim pokarmem”, coś dzieje się „między snem a snem”. Właściwie to dzieje się niewiele i w tym jest cały urok.

Jan czeka na Lenę, coś ważnego dla tych dwojga rozgrywa się między przyjazdem i odjazdem pociągu, w ciągu siedmiu dni i nocy. Mężczyzna zastanawia się, czy to, co przeżyli oboje „przeistoczy się w coś niematerialnego (…) co będzie trwało długo, całe życie, a może całą wieczność?” Opowiadanie ma tytuł „Spotkanie i rozstanie”, jednak rozstanie zdaje się tu być tylko chwilowe, a  miłość ma szanse trwać.
Takich złudzeń nie ma Elżbieta z „Rozstania”, jej piękne wyznanie obrazujące dwa lata znajomości i chęć zatrzymania ukochanego nie powiodły się, bo „nowe uczucie było silniejsze, szło niepowstrzymanie jak burza”.

Z kolei Elżbieta z mikropowieści „Romans prowincjonalny” nie ma żadnych oczekiwań, decydując się na krótką przygodę erotyczną z poetą mającym w jej miasteczku spotkanie autorskie. Próbuje w ten sposób zbuntować się przeciwko nudzie i stagnacji małomiasteczkowego środowiska. To bardzo ciekawie pokazana postać, dziewczyna, która sama ponosi odpowiedzialność za swój romans, zaś stołeczny poeta niestety wykorzystuje go jako temat swojego utworu.

Bohaterowie opowieści Filipowicza to często mieszkańcy prowincji, której pisarz był niezrównanym piewcą. Opisy miejsc budzą tęsknotę za światem, którego już właściwie nie ma, krajobraz opisywanych miejsc zmienił się, zmienili się ludzie. Jan z opowiadania „Po trzydziestu latach” przeniesie się we wspomnieniach do lat młodości, doświadczy obecności dziewczyny, którą kochał i gdy zobaczy ją starszą o 30 lat, szybko zrezygnuje z dalszego pobytu w mieście, bo „otworzyła się przed nim otchłań czasu” i „w tę przepaść waliły się wszystkie wspomnienia, wzruszenia i starte na proch obrazy”.

O wspomnieniach bardzo pięknie pisze Filipowicz, m.in. podkreśla to, że „dzięki nim możemy żyć nie tylko tym, co jest i będzie, ale także tym, co było”. Potrafimy przywołać miejsca i ludzi, których już nie ma. Mnie w tym zbiorze chyba najbardziej urzekło opowiadanie „Fizjologia”, w którym pisarz wspomina Marię, to zmarła przedwcześnie jego pierwsza żona, malarka Maria Jarema. Próbuje zatrzymać w czasie stolik kawiarniany, dwie filiżanki, twarz Marii, jej sylwetkę, słowa, plany, marzenia…

Kornel Filipowicz pozwala spokojnie zadumać się nad światem; sprzyja temu nieśpieszna narracja jego utworów, rozbudowane opisy, zatrzymywanie się na wielu zwyczajnych, prozaicznych czynnościach wykonywanych przez bohaterów, na ich przeżyciach. Bardzo polecam lekturę tych utworów, warto też obejrzeć film z 1976 roku zrealizowany według mikropowieści „Romans prowincjonalny”.



Komentarze