Kazimierz Grochmalski - "Zanim opadnie kurtyna. Esej pisany wierszem"
Kazimierz Grochmalski we wstępie do swojego tomiku wierszy, a właściwie eseju filozoficznego, pisze o nowym egzystencjalizmie. Proponuje w nim odejście od stanu obecnego charakteryzującego się bylejakością, kreowaniem teraźniejszości i self – made – mena, podpowiada, by spojrzeć na siebie z oddalenia, by osiągnąć stan META – „stan wolności od przekleństwa wolności”.
Spróbowałam
zatem, za namową autora, wsiąść do „pojazdu META”. Wiersze Grochmalskiego mają
być taką „próbą META”. Trochę skojarzyło mi się to z zakończeniem biegu, no ale
nie o takie proste rozwiązania tu chodzi. To raczej być ponad, poza, dostrzec
inne stany niematerialne, postawić na duchowość, a tej przecież poezja pozwala
z pewnością doświadczać.
Muszę tu
zaznaczyć, że jest to mój pierwszy kontakt z poezją Kazimierza Grochmalskiego. Poczytałam
jednak o autorze i wiem o jego fascynacji teatrem. Widzę to już w pierwszych
utworach rozdziału „Pożegnania”, a i potem temat powraca. Oczywiście obecny
jest i w tytule zbioru. Nie mogłam tu uciec od pojawiających się w mojej głowie
strof Stachury wyśpiewanych rewelacyjnie przez Jacka Różańskiego. Uważam to za
dowód uznania dla pana Grochmalskiego.
„Spektakl
pod tytułem Życie”, „opuszczona kurtyna”, rekwizyty, maski, aktorzy, premiera – powracający wiele razy
motyw teatru przeplata się z motywem wody, rzeki, morza, deszczu. Podmiot
liryczny kieruje moją uwagę na niebo, trawy; mówi o uczuciach do matki, do
dziewczyny (Hani?) w wierszu „Burza” dedykowanym właśnie Hani.
Stawia
„cztery pytania” w czterech wierszach: o pamięć, o sprawy ostateczne, o
charakter człowieka, o dobro i zło. W „czterech oznajmieniach, że żyję” autor
koncentruje się na takich uczuciach, jak żal, wzruszenie, zachwyt, ból.
Zatrzymałam się tu na dłużej przy wierszu „Od Mellieha do Meryemana”, nie
omieszkałam sprawdzić tych nazw i wiem, że poeta podzielił się ze mną przeżyciami związanymi z wizytą w
miejscach kultu Matki Bożej.
Szukam w tej
poezji „dziecięciu cudów przemienienia”, by znaleźć się na karuzeli wesołego
miasteczka, zażyć „pigułeczkę z rana, pigułeczkę z wieczora”; chłonę te
wiersze, odrywam się od codzienności, choć jednocześnie podpisuję się trochę
pod wizją „prostego życia” w wierszu o takim właśnie tytule. Wyróżniam tu
metaforę „szczerbata kołdra lęku” czy „miesiąc niech ma nabrzmiałą twarz pąków
kwiatów”. To tylko przykład, bo znalazłam u Grochmalskiego wiele pięknych
obrazów „namalowanych” przez autora umiejętnie dobranymi słowami, zastosowanymi
środkami stylistycznymi.
Utwierdziłam
się w przekonaniu, że dobra poezja pozwala na wejście w świat uczuć, pięknych
obrazów, czasem zaskakujących skojarzeń – „stołówka, miejsce tranzytu”, a
czasem upewnienia się w tych znanych – życie jako teatr, spektakl, podróż.
Grochmalski zaczyna wierszem „Premiera”, kończy utworem „Podróż”.
Postawione w
tym zbiorze pytania skłaniają do refleksji, np. „Dlaczego szczęściem swym dzielę
się sam”? Wywołują potrzebę zadania pytań samemu sobie: czego mi żal, jakie
obrazy chciałabym zachować w pamięci i może tego zwyczajnego, trochę
obśmianego, egzystencjalnego „jak żyć”. Warto czytać – „zanim opadnie kurtyna”.
Zapewne piękna poezja, gdyż po takiej recenzji chce się ją przeczytać, nawet gdy bardzo dawno nie czytało się poezji.
OdpowiedzUsuńSama recenzja jest jak poezja napisana prozą.