"Ćwiartka Szymborskiej, czyli lektury nadobowiązkowe" - wybór Jacek Dehnel
Wisława Szymborska wiele lat pisała felietony do prasy: „Życia Literackiego”, „Pisma”, „Odry” i „Gazety Wyborczej”. Jest ich łącznie 562, ukazały się najpierw w trzech tomach, jeden z nich w felietonie oceniła sama autorka, potem wydano całość w 2015 roku. Przyznam, że do tej pory nie sięgnęłam po nie, skłonił mnie do tego dopiero Jacek Dehnel, który dokonał wyboru „ćwiartki Szymborskiej”. W ciekawym wstępie zatytułowanym „Ćwiartka Szymborskiej, czyli przeczytać trzeba wszystko” przybliża bogactwo zainteresowań noblistki, pisze o swoich emocjach towarzyszących czytaniu jej felietonów, cytuje ją, wreszcie usprawiedliwia się z dokonanych wyborów.
Po tym, dość
obszernym wstępie autora „Lali”, zabrałam się za lektury nadobowiązkowe i dość
szybko zadałam samej sobie pytanie: „Dlaczego dopiero teraz”? Ponieważ nie da
się sensownie wyjaśnić mojej ignorancji, zagłębiłam się po prostu w teksty.
Czytałam i zachwycałam się, stan ten zaś nie mijał, a wręcz potęgował
się. Towarzyszyło mi cały czas znane powiedzenie Szymborskiej: „Czytanie to najpiękniejsza
zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła”. Ta myśl zdaje się przyświecać kolejnym
felietonom dotyczącym książek najrozmaitszych, takich, które pewnie omiotłabym
wzrokiem, bo uznałabym, że nie warto ich czytać.
Autorka
„Kota w pustym mieszkaniu” (wymieniam, bo to jeden z moich ulubionych wierszy),
doskonale bawi się przy lekturze najdziwniejszych, wydawałoby się, tytułów. Już
w pierwszym z felietonów przyznaje: „Lubię książki, w których liczy się nogi
stonogom”. Pisząc o książce „Terrarium”, wyznaje rozbrajająco: „Czytam ją tylko
dlatego, że już od dzieciństwa gromadzenie niepotrzebnych wiadomości sprawiało
mi przyjemność”. Po tych słowach nie mogą już dziwić takie tytuły, jak np. „ O
gadach bez sensacji”, „Tapetowanie mieszkań”, „Gdy zachoruje pies” czy
„Gimnastyka dla kobiet w ciąży i połogu” (tu autorka zastanawia się nad koniecznością
użycia słowa kobieta w tytule).
Oczywiście
nie będę dalej wymieniać, bo zakres zainteresowań Szymborskiej jest niezwykle
rozległy. Każdy felieton określiłabym mianem takiej „perełki literackiej”. Nie
będące recenzjami, autorka odżegnuje się od tego, są zabawnymi, ironicznymi,
czasem i złośliwymi komentarzami dotyczącymi różnych kwestii , w tym i naszego życia
społecznego. Na przestrzeni lat 1967 –
2001 widać dokonujące się w nim zmiany, kształtują się poglądy autorki na
sprawy związane z kwestią kobiet, używania feminatywów; są narzekania na słabą
jakość wydawanych książek, na nadużywanie wyrazów obcych, czy innych „modnych”
słów.
Czytanie
felietonów noblistki dostarczyło mi wiele przyjemności, to obcowanie z pięknym
językiem, świetna zabawa (często śmiałam się w głos), okazja do cofnięcia się ,
trochę z nostalgią, w „czasy słusznie minione”. Dla mnie to też refleksja nad
książkami, które kiedyś się ukazały i kto wie, gdyby Szymborska się nad nimi
nie pochyliła, może zniknęłyby w „mrokach niepamięci”. Dziś, gdy na rynku
wydawniczym pojawia się mnóstwo tytułów, wiele z nich nie ma szans zaistnieć na
dłuższą chwilę. Gdyby żyła autorka „lektur nadobowiązkowych” pewnie znalazłaby
wśród nich takie, którym warto byłoby poświęcić felieton.
Komentarze
Prześlij komentarz