Georgi Gospodinow - "Schron przeciwczasowy"
Niezwykła książka, "szalona i cudowna", jak napisała o niej Olga Tokarczuk. Dałam się jej uwieść już od cytatów z różnych utworów na jej wstępie.
Wędrówki w czasie z Gaustynem, postacią wymyśloną przez narratora/autora, który dodaje, że na końcu nawet go spotkał "jako człowieka z krwi i kości", zaraz jednak uściśla, że to "niewidzialny przyjaciel". Możemy przyjąć którąś z tych opcji lub dopowiedzieć sobie jeszcze jakąś inną interpretację tego psychiatry geriatrycznego, zainteresowanego wyjątkowo przeszłością, autora "Diagnoz nowych i nadchodzących".
Dzięki niemu przemieszczamy się w czasie, wracamy do przeszłości, mamy okazję ukrycia się przed teraźniejszością w "schronie przeciwczasowym".
Zastanawiałam się w trakcie lektury i po niej, czy chciałabym z własnej woli wrócić do lat minionych i jaki to byłby okres. Doszłam do wniosku, że raczej nie, chyba wolę ten obecny czas mego życia; chociaż... może na krótko do lat studenckich, to był dobry i intensywny okres.
Niestety cofnięcie się za sprawą pana Alzheimera byłoby bardzo smutną koniecznością.
Wymyślone przez Gaustyna kliniki przeszłości są tu wszak taką wizją. Ci, którzy stracili pamięć, odnajdują się dzięki nim w minionych latach, gdy byli młodzi, cofają się do lat dzieciństwa.
Gospodinow/Gaustyn tworzy te wizje z pomocą przedmiotów, muzyki, gazet, literatury.
Wzruszające były dla mnie indywidualne historie ludzi z demencją, jak chociażby ta przywołująca mężczyznę pragnącego zapobiec zamachowi na Johna Lennona.
Niepokojąco zaczyna być, gdy przeszłość jak "zaraza rozpanoszyła się wszędzie"- ludowe stroje na ulicach krajów europejskich, "życie w rekonstrukcji", wizje Wielkiej Bułgarii (u nas swego czasu mrzonki o Wielkiej Lechii),narodowe szaleństwo, wreszcie referenda w sprawie przeszłości.
Ponure wskrzeszanie tego, co minione, bo na przyszłość nie ma się pomysłu; wybór czasów, w których chciałoby się żyć.
Przyznam, że czytałam o tym z napięciem i lękiem. Rekonstrukcje historyczne zawsze budziły we mnie niechęć, nigdy nie miałam ochoty przyglądać się, jak przebrani ludzie walczą, strzelają do siebie, padają zabici, są ranni, a wszystko w atmosferze rodzinnego pikniku.
Szczególne wrażenie zrobił na mnie rozdział opisujący przylot narratora do Bułgarii i udział w dwóch mitingach przed referendum; Ruchu na rzecz Komunizmu i Bułgarskich Junaków. Niesamowite jest to odtworzenie w szczegółach czasów "słusznie minionych"(okazuje się, że może wcale niesłusznie) czy powstania kwietniowego z 1876 roku.
Czas, pamięć, zapominanie, idealizowanie lat dzieciństwa, odtwarzanie smaków i zapachów, "pustoszenie pokojów naszej pamięci". Autor przestrzega, by nie odwiedzać miejsc, które opuściło się jako dziecko - "Tam. Nie ma. Nic". Wspomnienia pozostają w nas. Gdy nie mogę zasnąć, odtwarzam tamten świat.
Książka bułgarskiego pisarza to dla mnie arcydzieło skłaniające do wielu refleksji. Wypożyczam teraz jego "Fizykę smutku".
Wędrówki w czasie z Gaustynem, postacią wymyśloną przez narratora/autora, który dodaje, że na końcu nawet go spotkał "jako człowieka z krwi i kości", zaraz jednak uściśla, że to "niewidzialny przyjaciel". Możemy przyjąć którąś z tych opcji lub dopowiedzieć sobie jeszcze jakąś inną interpretację tego psychiatry geriatrycznego, zainteresowanego wyjątkowo przeszłością, autora "Diagnoz nowych i nadchodzących".
Dzięki niemu przemieszczamy się w czasie, wracamy do przeszłości, mamy okazję ukrycia się przed teraźniejszością w "schronie przeciwczasowym".
Zastanawiałam się w trakcie lektury i po niej, czy chciałabym z własnej woli wrócić do lat minionych i jaki to byłby okres. Doszłam do wniosku, że raczej nie, chyba wolę ten obecny czas mego życia; chociaż... może na krótko do lat studenckich, to był dobry i intensywny okres.
Niestety cofnięcie się za sprawą pana Alzheimera byłoby bardzo smutną koniecznością.
Wymyślone przez Gaustyna kliniki przeszłości są tu wszak taką wizją. Ci, którzy stracili pamięć, odnajdują się dzięki nim w minionych latach, gdy byli młodzi, cofają się do lat dzieciństwa.
Gospodinow/Gaustyn tworzy te wizje z pomocą przedmiotów, muzyki, gazet, literatury.
Właśnie literatura jest tu wspaniałym punktem odniesienia. Autor nawiązuje do znanych dzieł od Homera począwszy przez Biblię po Tołstoja, Mana, Hemingwaya, Marqueza i wielu innych. Dużą przyjemność sprawiało mi odnajdywanie takich aluzji czy cytatów. Wiem też, że na pewno dużo z nich mi umknęło, gdzie mi tam do erudycji autora.
Wzruszające były dla mnie indywidualne historie ludzi z demencją, jak chociażby ta przywołująca mężczyznę pragnącego zapobiec zamachowi na Johna Lennona.
Niepokojąco zaczyna być, gdy przeszłość jak "zaraza rozpanoszyła się wszędzie"- ludowe stroje na ulicach krajów europejskich, "życie w rekonstrukcji", wizje Wielkiej Bułgarii (u nas swego czasu mrzonki o Wielkiej Lechii),narodowe szaleństwo, wreszcie referenda w sprawie przeszłości.
Ponure wskrzeszanie tego, co minione, bo na przyszłość nie ma się pomysłu; wybór czasów, w których chciałoby się żyć.
Gospodinow pokazuje , jak ludzie w poszczególnych krajach Europy decydują w sprawie przeszłości. Jest tu i Polska.
Przyznam, że czytałam o tym z napięciem i lękiem. Rekonstrukcje historyczne zawsze budziły we mnie niechęć, nigdy nie miałam ochoty przyglądać się, jak przebrani ludzie walczą, strzelają do siebie, padają zabici, są ranni, a wszystko w atmosferze rodzinnego pikniku.
Szczególne wrażenie zrobił na mnie rozdział opisujący przylot narratora do Bułgarii i udział w dwóch mitingach przed referendum; Ruchu na rzecz Komunizmu i Bułgarskich Junaków. Niesamowite jest to odtworzenie w szczegółach czasów "słusznie minionych"(okazuje się, że może wcale niesłusznie) czy powstania kwietniowego z 1876 roku.
Czas, pamięć, zapominanie, idealizowanie lat dzieciństwa, odtwarzanie smaków i zapachów, "pustoszenie pokojów naszej pamięci". Autor przestrzega, by nie odwiedzać miejsc, które opuściło się jako dziecko - "Tam. Nie ma. Nic". Wspomnienia pozostają w nas. Gdy nie mogę zasnąć, odtwarzam tamten świat.
Książka bułgarskiego pisarza to dla mnie arcydzieło skłaniające do wielu refleksji. Wypożyczam teraz jego "Fizykę smutku".
Komentarze
Prześlij komentarz