Zeruya Shalev - "Po rozstaniu"
Długo czytałam tę powieść, odkładałam, sięgałam po inne książki. Męczyło mnie wewnętrzne rozedrganie Eli Miller, głównej bohaterki, archeolożki, matki sześcioletniego Gilego, która postanawia rozstać się ze swoim mężem.
Analizuje, rozpamiętuje, a ja do końca nie wiem, dlaczego podjęła taką decyzję. Ona chyba też nie jest jej pewna, skoro w pewnym momencie próbuje wrócić do męża.
Jak to u Shalev, a to trzecia jej powieść, którą przeczytałam, długie zdania z włączonymi w tok narracji dialogami nie ułatwiają lektury. Musiałam znów, powoli wchodzić w świat tej prozy, by wreszcie oddać mu się całkowicie. Wtedy już przestało mnie irytować zachowanie i myśli Eli, próbowałam zrozumieć jej postępowanie, szukać, podobnie jak ona, jego źródeł w domu rodzinnym u boku autorytarnego ojca i wycofanej, uległej matki.
Stopniowo, w tej liczącej ponad 550 stron powieści, obok monologu wewnętrznego bohaterki pojawia się więcej konkretnych zdarzeń, a to za sprawą zmiany dokonującej się w jej życiu. Tu już lepiej mi się czytało, duszne i gęste od emocji zwierzenia Eli trochę zelżały w konfrontacji z innymi osobami. Narracja się ożywiła, kataklizm greckiej wyspy Tera, o której Ela pisze pracę, dokonał się; trzeba pogodzić się z tym, co nieuniknione. Nie da się z ocalałych fragmentów złożyć całości.
"...rozstanie ma wiele twarzy, większość z nich ujawnia się dopiero po upływie czasu, kiedy wydaje się, że największe trudności już za nami". Mam wrażenie, że bohaterka powoli dojrzewa, Shalev bardzo dobrze pokazała ten proces; od chaotycznych, nieskładnych działań, natłoku często sprzecznych ze sobą myśli po bardziej poukładane relacje, godzenie się z faktami, zaakceptowanie zmian. Aby do tego doszło, zmiana musi dokonać się w niej samej, ma 36 lat, o czasie myśli jako "o chytrym cwaniaku, oszuście mydlącym oczy, bezczelnym rozbójniku". Zamartwia się o przyszłość syna, obwinia siebie, że skazuje go na rozdwojenie życia między domami matki i ojca.
Stopniowo przyzwyczaja się do nowej rzeczywistości, zaczyna oprócz widzenia siebie jako matki, dostrzegać w sobie kobietę. Rodzi się w niej nadzieja na nowy związek, choć to powoduje kolejne komplikacje.
Shalev stworzyła świetny portret kobiety, która chce być niezależna, a zachowuje się czasem naiwnie, jak mała dziewczynka, trudno jej niekiedy wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje. Jest w tej historii głęboka prawda o ludzkiej, kobiecej, naturze, o chęci sprostania roli matki, o zaborczej czasem miłości do syna, niekonsekwencji postępowania; miotania się między skrajnymi emocjami, ranienia siebie i innych swoimi słowami i czynami.
Autorka połączyła te emocje z obrazami Tery "baśniowego królestwa pośrodku Morza Śródziemnego, które zniknęło w przeciągu jednej nocy", ulic Jerozolimy, domów z wewnętrznymi podwórkami, gdzie rosną drzewa granatów, palmy i drzewa oliwne, a "kosy z piskiem obsiadają gałęzie szarego cyprysu".
Analizuje, rozpamiętuje, a ja do końca nie wiem, dlaczego podjęła taką decyzję. Ona chyba też nie jest jej pewna, skoro w pewnym momencie próbuje wrócić do męża.
Jak to u Shalev, a to trzecia jej powieść, którą przeczytałam, długie zdania z włączonymi w tok narracji dialogami nie ułatwiają lektury. Musiałam znów, powoli wchodzić w świat tej prozy, by wreszcie oddać mu się całkowicie. Wtedy już przestało mnie irytować zachowanie i myśli Eli, próbowałam zrozumieć jej postępowanie, szukać, podobnie jak ona, jego źródeł w domu rodzinnym u boku autorytarnego ojca i wycofanej, uległej matki.
Stopniowo, w tej liczącej ponad 550 stron powieści, obok monologu wewnętrznego bohaterki pojawia się więcej konkretnych zdarzeń, a to za sprawą zmiany dokonującej się w jej życiu. Tu już lepiej mi się czytało, duszne i gęste od emocji zwierzenia Eli trochę zelżały w konfrontacji z innymi osobami. Narracja się ożywiła, kataklizm greckiej wyspy Tera, o której Ela pisze pracę, dokonał się; trzeba pogodzić się z tym, co nieuniknione. Nie da się z ocalałych fragmentów złożyć całości.
"...rozstanie ma wiele twarzy, większość z nich ujawnia się dopiero po upływie czasu, kiedy wydaje się, że największe trudności już za nami". Mam wrażenie, że bohaterka powoli dojrzewa, Shalev bardzo dobrze pokazała ten proces; od chaotycznych, nieskładnych działań, natłoku często sprzecznych ze sobą myśli po bardziej poukładane relacje, godzenie się z faktami, zaakceptowanie zmian. Aby do tego doszło, zmiana musi dokonać się w niej samej, ma 36 lat, o czasie myśli jako "o chytrym cwaniaku, oszuście mydlącym oczy, bezczelnym rozbójniku". Zamartwia się o przyszłość syna, obwinia siebie, że skazuje go na rozdwojenie życia między domami matki i ojca.
Stopniowo przyzwyczaja się do nowej rzeczywistości, zaczyna oprócz widzenia siebie jako matki, dostrzegać w sobie kobietę. Rodzi się w niej nadzieja na nowy związek, choć to powoduje kolejne komplikacje.
Shalev stworzyła świetny portret kobiety, która chce być niezależna, a zachowuje się czasem naiwnie, jak mała dziewczynka, trudno jej niekiedy wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje. Jest w tej historii głęboka prawda o ludzkiej, kobiecej, naturze, o chęci sprostania roli matki, o zaborczej czasem miłości do syna, niekonsekwencji postępowania; miotania się między skrajnymi emocjami, ranienia siebie i innych swoimi słowami i czynami.
Autorka połączyła te emocje z obrazami Tery "baśniowego królestwa pośrodku Morza Śródziemnego, które zniknęło w przeciągu jednej nocy", ulic Jerozolimy, domów z wewnętrznymi podwórkami, gdzie rosną drzewa granatów, palmy i drzewa oliwne, a "kosy z piskiem obsiadają gałęzie szarego cyprysu".
Bardzo polecam tę powieść, choć trzeba do niej podejść cierpliwie, dając sobie czas na poddanie się rytmowi zwierzeń Eli Miller.
Komentarze
Prześlij komentarz