Nina Waha - "Testament"

 


Jest grudzień 1981 roku, kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Anna, najstarsza córka Siri i Penttiego Toimich przyjeżdża do domu ze Sztokholmu. Rodzina mieszka w fińskiej części Doliny Tormio, liczy dwanaścioro dzieci; było jeszcze dwoje, ale zmarły w wieku dwóch i pięciu lat.

Narrator, a może raczej narratorka, wprowadza nas w historię Toimich, objaśnia niektóre sprawy pod tytułami rozdziałów, kursywą. Czy objaśnia? Daje bardzo ogólnikowe wskazówki, o czym teraz przeczytamy, często są to pytania. Zabiera głos i w trakcie narracji, gdy np. informuje: „Oto wszyscy inni, także oni, ale nie martwcie się, zawrzecie z nimi znajomość nieco później”. Żeby się nie pogubić wśród tylu członków rodziny, na początku tej obszernej powieści mamy wykaz kluczowych postaci. Przydaje się, bo polskiemu czytelnikowi trudno zapamiętać te obce imiona.

Zastanawiałam się nad gatunkiem „Testamentu”. Za sagę rodzinną trudno go uznać, w sumie obejmuje trzy pokolenia, jednak koncentruje się na Siri i Penttim oraz ich dzieciach. Kryminał też to nie jest, choć na samym początku pojawia się zapowiedź, że „to nic innego jak historia morderstwa”. Chyba najbardziej pasuje tu powieść obyczajowa.

Nina Waha, pisząc o rodzinie Toimich, stara się pokazać i scharakteryzować każdego z jej licznych członków. Dzieci, poszukując bliskości, łączyły się w pary, np. Anna trzymała się z najstarszym bratem Esko, Lahja z Tarmo, Arto z Onnim. Są tu też indywidualiści; Hirvo – wyobcowany, „uwięziony we własnym ciele”, może autystyczny; Voitto – dręczący zwierzęta, potem wstępujący do wojska.

Dziwni są ci Toimi, brak tu serdeczności czy bliskich więzi rodzinnych. Co prawda już na początku mamy zdanie: „Nauczyć się, jak być człowiekiem – wiedzieli to od Siri”. Z kolei Pentti nauczył ich raczej „jak nie być człowiekiem”. Te rozbieżności z pewnością wpływały na dzieci, mogły czuć się zagubione, widząc swoich rodziców, między którymi trudno mówić o miłości. Zwłaszcza ojciec to prymitywny, prostacki człowiek, w dodatku dewiant seksualny.

Zastanawiające jest, że zaczynając czytanie, ma się wrażenie tajemnicy, mroku spowijającego tę rodzinę. Stopniowo jednak napięcie maleje, pojawia się lekki, czasem nawet ironiczny, ton, a przecież nie brak tu traum i dramatów. Ma się wrażenie pewnej niespójności, małej wiarygodności opowiedzianej historii. Dziwna jest szybka i spektakularna przemianie Siri. Również Pentti po napisaniu przez niego testamentu urósł prawie do rangi filozofa. Zostawił list z myślami i refleksjami dziwnie kontrastującymi z jego wcześniejszym obrazem. Jakoś to kłóci się ze sobą.

W powieści zwraca uwagę bardzo wiele zawartych w niej spraw. Zainteresowała mnie historia Karelii, krainy, z której pochodziła Siri, ciekawa i mało mi znana. Zwróciłam uwagę na obyczaje dotyczące świąt Bożego Narodzenia, organizację stypy czy religię lestadiańską. Książkę dobrze się czyta. Czy jednak po lekturze zostaje się z  jakimiś większymi emocjami i wzruszeniami? Tu już każdy czytelnik musi sam znaleźć odpowiedź. „Testament” polecam – umiarkowanie.

Komentarze

Prześlij komentarz