R. A. Antonius - "Czas beboka"

Beboki wyzierają z różnych kątów katowickiego mieszkania. Są w łazience (pas ojca), w gabinecie (skóra dzika) . Potrafią się zmaterializować na fornirze kredensu. Nieprzyjazny świat strachów otacza dziewięcioletniego Adasia, bohatera powieści Antoniusa. Wrażliwy, obdarzony dużą wyobraźnią chłopiec często spędza czas samotnie. Ojciec, towarzysz Zenon, jest przede wszystkim oddanym Matce Partii aktywistą. Matka pozornie zgadza się z mężem, swój sceptycyzm wyraża często przez ironię.

Z inicjatywy towarzysza Zenona Katowice zmieniają nazwę na Stalinogród, by uczcić pośmiertnie „Wielkiego Sternika”. Tam właśnie dzieje się akcja powieści, obejmując okres od 28 lutego 1953 roku do 30 czerwca 1954 roku.

Autor we wspomnieniowej książce dedykowanej swojej córce przenosi nas w czasy dzieciństwa, w siermiężne i szare lata budowania socjalizmu. Stopniowo z realizmu zaczyna wkraczać w światy magiczne i kosmiczne (część druga ma tytuł „Cyrk Kosmos”). Robi się dziwnie, a nawet nieco dziwacznie. Pojawiają się kapitan Plejadow i jego adiutant Assar z tajną misją, wspomagani przez Adriana Kurdiuka, przybysza też nie wiadomo skąd. Mamy „czas zastygliny” i zapiski pana Marmona nawiązujące do postaci ewangelicznych.

Trudno przez to przebrnąć, powieść ma 726 stron! Niewiele się dzieje, jedynie dużo dialogów sprawia, że jakoś się ją czyta, ale nuda wygląda z kolejnych stron zaludnionych następnymi dziwami.
Antonius z miernym efektem ściąga pomysły z „Mistrza i Małgorzaty” – wielki bal, magiczne postaci nie z tego świata ingerujące w życie mieszkańców Stalinogrodu, odwołania ewangeliczne. Na okładce pojawia się nawet nazwisko Bułhakowa, co uważam, jest delikatnie mówiąc, nieporozumieniem.

Raczej nie udało się też oddać w powieści klimatu Śląska, akcja generalnie toczy się w mieszkaniu, w szkole, w parku, niekiedy w tle wspomina się o jakiejś kopalni. Kilkanaście gwarowych słów też nie załatwia sprawy. Najczęściej powtarzają się „ciompa”, „fanzolić” czy nieznośnie irytujące „smark” i „kanocek”, których to określeń używa nieustannie ojciec, zwracając się do syna.
Mam wrażenie, że powieść byłaby niezła, gdyby zakończyć ją po części pierwszej. Autor chciał chyba za dużo w niej zmieścić: świat realny, magiczny, biblijny, kosmiczny, opowieści z czasów wojny, wakacje Adasia w Nowym Sączu u dziadków, potem jeszcze przeniesienie do Krakowa i wreszcie zaćmienie słońca.

Na plus dla Antoniusa zapiszę to, że udało mu się stworzyć wyraziste postaci, zwłaszcza Adasia, jego rodziców i dziadków, i kilku towarzyszy. Jest też trochę zabawnych sytuacji (wizyta tow. Dobrosza u tow. Zenona), prezenty z ZSRR (kamea z podobizną matki Lenina) czy imiona dzieci inspirowane Wielką Rewolucją Październikową i Stalinem – Wieor i Stalena.

Autor postanowił kontynuować opowieść o Adasiu i jego rodzinie w dziejącej się w roku 1956 powieści "Omnium". Raczej nie sięgnę do niej, "Czas beboka" mi wystarczy.



Komentarze