Bartek Rojny - "Zwrotnik"
Rojny kontynuuje cykl o Witku Weinerze, ekspercie od dewiacji seksualnych. Po „Parafilu”, gdzie makabryczne opisy nie pozwalały spokojnie zasnąć, „Zwrotnik” wydaje się nieco łagodniejszy, choć początek utrzymany jest w klimacie poprzedniej książki (oszczędzę szczegółów).
Na pierwszy
plan wysuwa się zdecydowanie doktor Weiner, poznajemy sporo faktów z jego
prywatnego życia, uczestniczymy w odnawianiu kontaktów koleżeńskich z dawnych
lat. Zaczyna się tropienie sekty zwrotnika mogącej mieć udział w morderstwie
czteroletniego chłopca.
Oczywiście
śledztwo prowadzi dzielna komisarz Sawicka (awansowała), Weiner jest ciałem
doradczym, jednak w trakcie działań ich drogi nieco się rozchodzą. Choć sporo
się tu dzieje, miałam niestety wrażenie pewnego chaosu i małej wiarygodności
przedstawianych zdarzeń. Działalność sekty, Nemezis, Natanaela, podpieranie się
Ewangelią św. Bartłomieja (?), mroczne i makabryczne praktyki, otumanianie
ludzi eterem, do tego jeszcze Bractwo Ucha Malchusowego, jakaś dziwna konferencja
w Warszawie, przekopywanie grobów. Gubiłam się w tych wątkach, udziwnionych,
mało prawdopodobnych, a przecież akcja osadzona jest w dokładnym czasie
(wspomina się w jednym bodajże zdaniu pandemię) i miejscu.
Cała historia
wydaje mi się nadmiernie rozwleczona, rozmowy czasem miałkie i banalne,
irytujący policjant Klaus używający gwary śląskiej (jako jedyny w powieści).
Kończę moją
znajomość z ekspertem od dewiacji seksualnych Witkiem (nie Witoldem, bo nie
lubi oficjalnej wersji imienia) Weinerem. Dwie powieści Rojnego nie uzależniły
mnie od tej postaci, jak obiecywała okładka, ta zresztą też raczej odstręcza. Z
ulgą porzucam bohatera i komisarz Helgę.
Komentarze
Prześlij komentarz