Cezary Harasimowicz - "Adam"



Adam Mickiewicz, jak wszyscy wiemy, "wielkim poetą był"; oczywiście podobnie jak i Słowacki. Znamy życiorys, zgłębiamy twórczość, począwszy już od szkoły podstawowej. W sylwetce wieszcza, jeśli ktoś śledzi, pojawiają się rysy, i to już od Boya-Żeleńskiego i jego "Brązowników".Zabrał głos i Cezary Harasimowicz, mnie znany głównie jako scenarzysta i autor "Sagi, czyli filiżanki, której nie ma".

Okładka zapowiada: "Takiej powieści o Mickiewiczu jeszcze nie było". Tytuł dość protekcjonalny: "Adam", w powieści będzie najczęściej "mój Adam" czy nawet "mój pupil".
Zatem, jak widać, narracja prowadzona jest w pierwszej osobie. Zaczyna się od ekshumacji zwłok poety w 1890 roku, po prologu mamy już jednak rok 1798, a może 1799, bo narrator kwestionuje datę urodzin, a nawet pisze wyraźnie: "ja upieram się", że to nie 24 grudnia 1798r., a 4 stycznia 1899 r. Tak jest na stronie 13! Cóż, niby drobna pomyłka w druku, a to przecież 100 lat różnicy!

Wracam do narratora, nie da się zresztą o nim zapomnieć przez prawie 500 stron tekstu. Kim jest ten nachalnie obecny na prawie każdej stronie osobnik towarzyszący poecie od momentu narodzin do śmierci. To dość tajemnicza postać, ma zdolność przybierania różnych postaci: jest akuszerką, dziewczyną w parku jako żywo przypominającą Zosię z "Pana Tadeusza", służącym Grzegorzem, cieniem na ścianie - długo by wyliczać kim jeszcze. "Wierny świadek i twórca zdarzeń" - tak określa siebie. Jego atrybutem jest Meduza; cień przybiera jej kształt, ma ją broszka czy zwieńczenie laski.
Mickiewicz raczej nie zdaje sobie sprawy z jego obecności, ot, czasem będzie miał jakieś mistyczne widzenie.
Za to czytelnik jest nieustająco skazany na jego (narratora) popisy.
Mnie naprawdę męczyły jego ciągłe metamorfozy, irytowały częste zwroty o "paleniu lulek" (tak, tak, znam "Panią Twardowską"), przytaczanie fragmentów utworów wieszcza.
Nowych odkryć też tu nie ma. Napisano już wiele o romansach z mężatkami, o konflikcie ze Słowackim. Jest tu scena "bitwy", tak ją określa narrator, między poetami. Pada słynne i znane: "Twoja poezja to kościół bez Boga". Jest Towiański i matka Makryna (polecam świetną powieść o niej Jacka Dehnela).

Wszystko toczy się w "Adamie" zgodnie z biografią poety, bo inaczej przecież być nie może. Dla mnie jednak jest ona tu trochę w tle, bo na pierwszy plan wciąż wysuwa się narrator, nachalny, jak już go wcześniej nazwałam.
Czemu służy ta mocno wyeksponowana figura? Opowieści o Mickiewiczu innej niż do tej pory? Nic już raczej się nie doda, więc trzeba znaleźć pomysł, by zadziwić czytelnika. Może tak; narrator z "Adama" często zwraca się do niego: "znów zapraszam cię", "pewnie myślisz", "Nie pytaj, kim jestem".
Dałam się zaprosić do świata powieści, odświeżyłam znajomość biografii Mickiewicza, wróciłam do znanych fragmentów jego utworów.

Zastanowiło mnie znaczenie pojawiającej się w książce Meduzy, miała ona zdolność przemieniania ludzi w kamień. Czy to aluzja do pomnikowego wizerunku wieszcza? Słowo to po grecku oznacza obrońcę. Powieściowy narrator byłby więc obrońcą Adama. Pytanie, przed kim; przed nim samym, przed różnymi zasadzkami losu, którego przecież nie da się zmienić?

Cezary Harasimowicz napisał o Mickiewiczu inaczej, starał się dowcipnie, z humorem, z pewnym dystansem wobec jego wielkości. Chciał go przybliżyć, pokazać w zwykłych okolicznościach; na piwie w gostnicy, wiercącego się "tyłkiem na koźle", w wytartym palcie, w koszuli z wystrzępionymi mankietami. Chciał też pokazać go uduchowionego w procesie tworzenia.
Myślę, że można przeczytać, starając się polubić nachalnego narratora. Mnie nie bardzo się to udało.

Komentarze