Michel Houellebecq - "Poszerzenie pola walki"



O Houellebecqu wiedziałam, słyszałam, czytałam, zwłaszcza od czasu głośnej "Seratoniny". Planowałam przeczytać, ale jakoś się nie złożyło. Pomyślałam, że może trzeba zacząć od początku, a w jego pierwszej powieści, jak wynika z opisu, "pojawiają się wszystkie frapujące go później tematy". Wiem zatem, czego się spodziewać.

Narrator (bohater) szybko informuje mnie, że "kolejne strony składają się na powieść" i "rozumie przez to ciąg historyjek, których jest bohaterem". Żebym nie miała jakichś wygórowanych oczekiwań, zaznacza: "Moim celem nie jest oczarowanie was subtelnymi uwagami psychologicznymi".
No dobrze, niech będzie, myślę sobie.
Za moment przyjdzie mi się zmierzyć z jeszcze jednym bardzo bezpośrednim zwrotem: "Może się zdarzyć mój przyjacielu czytelniku, że jesteś kobietą. Nie martw się, proszę, takie rzeczy się zdarzają". Powinnam się obrazić czy roześmiać? Może jedno i drugie.

Daruję te złośliwości analitykowi - programiście. W sumie chyba trzeba mu współczuć, ma niespełna 32 lata, nie lubi świata, czuje wstręt do społeczeństwa, nie widzi sensu swojej pracy. Rzadko spotyka się z ludźmi, pisze sobie bajki zwierzęce, wiedzie monotonne, jałowe życie, wypowiadając szereg złośliwych, szyderczych uwag o wszystkich wokół. Taka egzystencja prowadzi go do depresji.
Czytam o spieraniu się bohatera ze sobą i przyznaję, że jest coś w tej apokrytyce, co sprawia, że chcę dalej wnikać w jego wynurzenia.

Myślę, że proza Houellebecqa nie pozwala być obojętnym, mnie jego bohater odpycha, ale i przyciąga, zostawia w głowie ślad po przeczytaniu. Oczywiście to dopiero pierwsza książka, nie wiem, jak będzie dalej, ale chciałabym poznać jego inne powieści. Muszę się zastanowić, którą teraz wybrać.
Dodatkowy plus dla Houellebeqa to dla mnie zdania na temat czytania, np. "Życie wypełnione czytaniem byłoby spełnieniem moich marzeń: wiedziałem to już w wieku siedmiu lat".

Komentarze