Maciej Płaza - "Golem"

Jest początek XX wieku, do Liścisk, żydowskiego sztetla gdzieś na Podolu przybywa głuchy włóczęga. Nikt go nie zna, nie rozpoznaje, nie wiadomo kim jest.
Trafia do besmedryszu - domu świątobliwego cadyka reb Gerszona Zalmana ben Azriela. Ten nazwie go Rafaelem, dojrzy w nim kogoś więcej niż przybłędę.
Rafael zostanie w społeczności chasydzkiej, zgodnie bowiem z zasadą wypowiedzianą przez świątobliwego: "Kto nie ma domu, ten wszędzie jest u siebie".

Przybysz wędruje po miasteczku, czasem uzdrawia; wciąż pozostaje tajemnicą, kim tak naprawdę jest. Czytelnik może sam próbować, kierując się pewnymi wskazówkami, odpowiedzieć sobie na to pytanie. Dla mnie jednak nie jest to może najważniejsze w tej powieści. Urzekło mnie to, że za sprawą wędrówek i obserwacji Rafaela miałam okazję poznać niezwykle bogaty świat chasydów mieszkających w Liściskach. Ich czarne stroje, tańce, modlitwy, nabożeństwa; cała ta obyczajowość pokazana jest tutaj bardzo plastycznie dzięki pięknemu, poetyckiemu językowi, którym posługuje się Płaza. Miałam już wcześniej okazję podziwiać go w powieści "Skoruń".
W "Golemie" dodatkowo można docenić wielką znajomość żydowskich obyczajów, obrzędów, Tory, kabały, modlitw, którą wykazał się autor.

Powieść pozwala też poznać losy niektórych postaci z drugiego planu; córki cadyka Sziry, reb Jakowa, młynarza Szlomy. Są to raczej smutne opowieści, gdzieś w tle pojawiają się echa bliskich pogromów. Czy dojdzie do niego i w Liściskach, gdzie "gojska część miasta jest o połowę mniejsza niż żydowska"?

Nie będę zdradzać szczegółów, najlepiej samemu zanurzyć się w świat wspaniałej powieści Macieja Płazy.

Komentarze