Akwaeke Emezi - "Śmierć Viveka Ojiego"



Zarówno tytuł jak i pierwsze zdanie powieści jasno informują, że Vivek Oji nie żyje. Teraz powoli nigeryjska autorka (choć od szesnastego roku mieszkająca w Stanach Zjednoczonych) odsłania przed czytelnikiem, jak do tego doszło.
Narracja w trzeciej osobie przeplatana jest opowieściami głównego bohatera i jego kuzyna Osity. Poznajemy ich rodziny, bliskie relacje obu chłopców, krąg przyjaciół.
Obaj są jedynakami, urodziny Viveka są naznaczone śmiercią jego babki Ahunny, ma też na stopie taką samą jak ona bliznę.

Nigeryjski klimat książki nie jest może za bardzo wyczuwalny, jest mowa o pewnych potrawach, ale nie dowiemy się, cóż to za zupa zwana ohą, ryż jollof czy ugba albo pochrzyn. Tu trzeba się ratować Internetem. W niewielkim stopniu poruszony jest temat religii i obyczajów, np. pogrzebowych.
Rówieśnicy Viveka i on sam zdają się być jak młodzi ludzie w innych krajach; uczą się, bawią, spotykają, słuchają muzyki.
Problem w tym, że Vivek jest chłopcem nieheteronormatywnym. W Nigerii, ale przecież nie tylko tam, to temat tabu, chłopak musi ukrywać swą prawdziwą naturę, mówi: "Nie jestem tym, za kogo wszyscy mnie mają".

Smutna i przejmująca jest lektura tej powieści. Od pierwszej strony wiemy, że nie będzie dobrego zakończenia, jednak okazuje się ono dość zaskakujące. Wcześniejsze zdarzenia sugerowały nieco inne tropy, niestety i tak nic nie zmieni faktu, że Vivek Oji nie żyje.
Ładnie pokazana jest w książce przyjaźń młodych ludzi, wsparcie, jakiego udzielają Vivekowi. Ciekawie też opisuje Emezi działania stowarzyszenia Nigerwives pomagającego przystosować się do życia w Nigerii kobietom, które pochodziły z innych krajów, a wyszły za Nigeryjczyków.

Przyznam, że czytam głównie literaturę polską i każda książka zagranicznego autora lub autorki to dla mnie zawsze ciekawa odmiana.
Polecam, mimo niewesołych doznań - warto przeczytać.


Komentarze