Janusz Głowacki - "Good night Dżerzi"

Po przeczytaniu książki Janusza Głowackiego można się zastanawiać, kto właściwie jest jej głównym bohaterem. W zamierzeniach autora pewnie Jerzy Kosiński, choć przy okazji i samego Głowackiego jest tu sporo. Są też kobiety, które uległy niszczącemu urokowi „czarnego ptasiora”: piękna malarka z Moskwy, Masza Woronowa czy równie urodziwa Jody, właścicielka wydawnictwa na Madison Avenue.

Sporo dowiadujemy się też o Klausie Wernerze, który ma być producentem filmu o Kosińskim. Scenariusz zostaje powierzony Głowackiemu. Ten zabiera się do pracy… i o tym właśnie jest książka „Good night, Dżerzi”.

Dżanus zbiera materiały o Dżerzim. Rozmawia z tymi, którzy go znali (sam też do nich należy), szuka w przeszłości autora „Malowanego ptaka” prawdy i zmyślenia. Włącza sny Maszy, opowieść i sny matki Zachara w Cafe Karenina.

Zaglądamy wraz z bohaterami i do innych miejsc na Brighton Beach czyli Małej Odessie; do Russian Tea Room, Rusłana i Ludmiły, jesteśmy na Manhattanie, w Central Parku, w klubach sadomasochistycznych przy rzece Hudston i w wielu innych zakątkach Nowego Jorku. Głowacki pokazuje nam jakąś część ogromnego miasta, które zwłaszcza nocą skrywa mroczne tajemnice i jest schronieniem dla emigrantów z różnych krajów.

Prowadzi wreszcie czytelnika do mieszkania przy Pięćdziesiątej Siódmej ulicy, gdzie „demony pewnej nocy otoczyły wielkiego mistyfikatora ciasnym kręgiem”- na zawsze. Zatem, wielki mistyfikator, świetny pisarz, kłamca, może dobry aktor, ofiara Holokaustu – kim właściwie był Jerzy Kosiński?

Głowacki próbuje ukazać różne oblicza autora „Kroków”, a czytelnik sam musi znaleźć odpowiedź. Dobrze, jeśli zna choć trochę jego twórczość, bo to pozwala łatwiej poskładać te elementy układanki, jaką stanowi kompozycja „Good night, Dżerzi”.

Mnie na pewno pomogło to, że znam „Malowanego ptaka”, „Wystarczy być” i częściowo „Kroki”. Dlaczego częściowo – po prostu nie dałam już rady czytać opisów różnych dewiacji seksualnych, a jak mówi agent Głowackiego Dennis B.: „Dżerzi musiał wsadzić tę swoją prawdę o ludzkiej naturze, jakieś zboczenie malutkie albo troszeczkę większe”. Mam wrażenie, że często włączał to „troszeczkę większe”.

Przeczytałam też „Czarnego ptasiora” Joanny Siedleckiej, w którym autorka odsłania prawdziwe losy rodziny Lewinkopfów. Do tego także nawiązuje J. Głowacki, który, myślę, poprzez skomplikowaną kompozycję swej książki chciał podkreślić trudną i nieprzewidywalną naturę polskiego Żyda zdobywającego w Ameryce szybkie uznanie, by potem równie szybko zostać zapomnianym.

Powieść zwraca też uwagę na problem emigracji, adaptowania się w nowym tak obcym i różnorodnym środowisku. Pokazuje też rozterki samego Głowackiego, który określił siebie jako „siedzącego w budzie , z łańcuchem na szyi i warczącego”, gdy tymczasem „Dżerzi naprawdę urwał się z łańcucha”. Może i tak, ale przecież zapłacił za to najwyższą cenę. Miał co prawda swój krótki czas triumfu, jednak sława szybko się skończyła i nawet samobójstwo, które uważał za dobry sposób przedłużenia sobie życia, niewiele pomogło.

Głowacki prosi w ogromnej księgarni na Broadwayu o monografię Kosińskiego i sprzedawca dwukrotnie słysząc przeliterowane nazwisko, nie znajduje nic.

 Kto dziś pamięta o Jerzym Kosińskim? Pewnie niewielu. Książka autora „Antygony w Nowym Jorku” przybliża tę postać, choć nie daje odpowiedzi, jaki był „czarny ptasior” – pisał sam swoje powieści czy korzystał z wydatnej pomocy redaktorów. Kiedy kłamał, kiedy mówił prawdę. Bardzo podoba mi się stwierdzenie Klausa Wernera: „…pana właściwie nie ma, pan jest kreacją”.



Komentarze