Alice Munro - "Uciekinierka"
Książka noblistki z 2013
roku. Osiem opowiadań, których bohaterkami są kobiety. Tytuł jednej z historii
i zarazem całego zbioru jest znaczący.
Carla, Juliet, Penelope, Grace, Lauren, Robin, Nancy –
bohaterki opowiadań i uciekinierki. Przed czym, przed kim próbują uciec – przed
mężem, rodzicami, matką, narzeczonym, środowiskiem, w którym żyją? Ucieczka nie
zawsze się udaje, na przeszkodzie staje czasem przypadek, może los, obawa przed
zmianą.
Carla odchodzi od męża, by wrócić tego samego dnia. Juliet,
bohaterka trzech opowiadań, opuszcza dom i małomiasteczkowe środowisko, by po
latach wrócić tam na krótko i uświadomić sobie obcość. Jaki błąd popełni sama,
jeśli kiedyś i ją ktoś bliski opuści? Grace porzuca rysującą się perspektywę
stabilizacji u boku Maury’ego i ulega złudnej chwilowej fascynacji jego bratem
alkoholikiem. Lauren sądzi, że została adoptowana, gdy poznaje Delphine, której
wydaje się, że jest jej biologiczną matką. Robin ma nadzieję na zmianę życia u
boku cudzoziemca z Czarnogóry po kilku godzinach spędzonych z nim w trakcie
swych corocznych wypraw do teatru na sztuki Szekspira. Co wydarzy się za rok –
bo tak się umawiają? Czego szuka Nancy, której zapiski obejmują wiele lat z jej
życia? Może Tessy jasnowidzki, a może jej męża Olliego, i po co to robi?
Sporo pytań w opowiadaniach Munro, bohaterki nie zawsze
znajdują na nie odpowiedzi. A co z czytelnikami?
Cóż, miałam z tym trochę problemów. Okazało się bowiem, że
wbrew entuzjastycznym opiniom z okładki i z innych recenzji, mnie proza
noblistki nie zachwyciła. Podkreśla się zaskakujące i nieprzewidywalne zakończenia historii,
ciekawe portrety kobiet, jasny i klarowny styl. Co do tego ostatniego zgadzam się, aczkolwiek nie znalazłam w tej prostocie nic odkrywczego,
żadnych ważnych myśli czy wartych zapamiętania cytatów. Nie doszukałam się też „emocji kipiących między wierszami”. Raczej
dostrzegłam nużące i drobiazgowe opisy, i nadmierną koncentrację na
szczegółach. Jakoś trudno mi uznać historie bohaterek za ciekawe i
zajmujące. Wydają mi się trochę nudne, niekiedy wydumane.
A może właśnie w tej niespiesznej, powolnej szarości i
powszedniości tkwi siła realizmu prozy Munro? Może tak biegnie to nasze życie.
Coś próbujemy zmienić, przed czymś uciec, kogoś opuścić, by potem wrócić,
uznać, że nic nie da się już zrobić, zmienić, że wszystko musi pozostać tak jak
było. Przypadek, los, fatum – tym często tłumaczymy różne zdarzenia.
„Trudno dziś ocenić, jak by się to wszystko mogło wtedy
ułożyć” – zastanawia się Robin, gdy okaże się, że pomyliła braci bliźniaków,
znając tylko jednego z nich i nie wiedząc o istnieniu drugiego. A Penelopa, czy
jej zniknięcie na pewno da się wytłumaczyć potrzebą odnalezienia duchowości,
której brakowało jej w domu? Czy zresztą naprawdę brakowało, a może przyczyna
opuszczenia matki jest inna?
Jeśli tak się zastanowić, to trzeba przyznać, że
„Uciekinierka” stawia wiele pytań, każe zastanowić się nad odpowiedziami na
nie. Może jednak warto przeczytać tę książkę i spróbować dostrzec w bohaterkach
jakąś cząstkę siebie?
Zostawiam to pytanie czytelnikom.
Komentarze
Prześlij komentarz