Zadie Smith - "Londyn NW"

Kupiłam tę książkę zachęcona bardzo pozytywnymi  opiniami w prasie i w radiu. Nie znałam wcześniej twórczości Zadie Smith. Początek mi się spodobał, niestety, potem było już gorzej. Zaczęło być zwyczajnie nudno, niewiele się działo i nie towarzyszyły temu jakieś szczególnie ciekawe refleksje. Doczytałam jednak do końca, odstawiłam książkę na półkę.

Po pół roku sięgnęłam po nią ponownie. Zaczęłam się bowiem zastanawiać, czy ta powieść o pokoleniu trzydziestolatków wzrastających w północno – zachodnim, wielokulturowym, wielonarodowościowym Londynie nie jest jednak godna uwagi. Generalnie moje odczucia nie zmieniły się za bardzo od poprzedniej lektury.

 Opis na okładce sugeruje porywającą, ironiczną opowieść o życiu trzydziestolatków, szkolnych przyjaciół. Tymczasem mnie nie porywa, nie dostrzegam ironii. Nie umiem się tego doszukać?

Przyjrzyjmy się trochę akcji. Leah i Michel są małżeństwem, on chce dziecka, ona w tajemnicy przed nim bierze pigułki antykoncepcyjne i usuwa ciąże. Odwiedziny narkomanki wyłudzającej pieniądze od Leah urastają do epokowego zdarzenia. W drugiej części Felix, były narkoman, kocha Greace, odwiedza Annę, by z nią zerwać. Zostaje zabity przez blokersów, o czym wiadomo już z części pierwszej. Potem jest 185 miniopowieśc i czy nawet opowiastek, często bowiem jedno- , dwuzdaniowych, każda zatytułowana. Pokazują one dzieciństwo i młodość Keishy (potem zmieni imię na Natalie) i Leah, ich małżeństwa, pracę. Mąż Natalie odkryje drugą tożsamość żony i ta wyjdzie z domu tak jak stoi, w czerwonych kapciach na dodatek. Spotka dawnego kolegę ze szkoły, obecnie narkomana, Nathana, idą razem do miejsc dzieciństwa, palą, rozmawiają. Ostatnia część książki ma łączyć to, co wydarzyło się wcześniej.

Hm, a co się właściwie wydarzyło? W sumie niewiele… I tak toczą się rozmowy o sprawach banalnych, oczywistych. Refleksje raczej mało odkrywcze: „czas przyspiesza”, „uczciwość popłaca”, „miłość przezwycięża wszystko”. Leah, której powodzi się zupełnie nieźle, zastanawia się, dlaczego inni mają gorzej. Wzięta prawniczka, żona, matka udanych dzieci, Natalie, szuka doznań erotycznych w tajemnicy przed mężem. Trzydziestolatkowie, których pokazuje Smith, są mało sympatyczni, niewiarygodni.

Jeśli ma to być powieść o aspiracjach, to dlaczego bohaterowie osiągnąwszy sukces, mimo swego pochodzenia (korzenie irlandzkie, afrykańskie), nie są usatysfakcjonowani. Czego właściwie poszukują w życiu? Odnoszę wrażenie, że nie ma w „Londynie NW” odpowiedzi na to pytanie. Czy autorka chciała pokazać takie zwyczajne życie odmierzane rutynowymi czynnościami ze schematem dom – praca (nauka) – spotkania ze znajomymi. Konwersacje na zmianę z konsumpcją; patrz: opis kolacji u Natalie i Franka.

Jakoś nie udało mi się doszukać klimatu wielokulturowości NW. Rozmywa się on w mnóstwie szczegółowych opisów, mało znaczących zdarzeń czy zabaw stylistycznych typu zapis myśli w formie drzewka, ust, fragmentów pisanych kursywą lub wielkimi literami. Jakoś nie dostrzegam w tym oryginalności. Nie dałam się też uwieść „ kulturowemu tyglowi NW”. Dlaczego? Pisarka korzystała przecież z własnych doświadczeń, wzrastała w blokach północno – zachodniego Londynu, jej matka pochodzi z Jamajki. Zna cenę awansu społecznego, wie, tak jak bohaterowie jej książki, że często trzeba zostawić za sobą świat dzieciństwa i ludzi, których kiedyś się znało. A może w tłumaczeniu zagubiła się nieco ironia czy inne językowe walory powieści. 


Pierwsze moje spotkanie z twórczością Zadie Smith  zaliczyłam do niezbyt udanych, Może sięgnę do jej wcześniejszych książek:„Białe zęby” i „O pięknie”.

Komentarze