Inga Iwasiów - "Bambino"

Pierwsze skojarzenie – lody i znany slogan reklamowy: „Lody Bambino jedz latem i zimą”. Kolejne skojarzenie – adapter z czasów PRL-u. I już jesteśmy w klimacie powieści Ingi Iwasiów – miejsce akcji, Szczecin i bar mleczny Bambino, czas akcji, lata powojenne (w retrospekcji wojna) do 1981 roku.

Czworo głównych bohaterów spotyka się w Szczecinie, który tylko dla Uli jest miastem rodzinnym. Ona, jako Ulrika, tu się urodziła i wychowała, ale po wojnie jest tu obca. Marysia przyjechała z Kresów, Anna z Gorlic, a Janek z Wielkopolski. Każdy szuka swego miejsca w mieście, które, w co głęboko wierzą, stwarza wiele możliwości. Ula i Anna pracują w Bambino, gdzie poznają się i pokochają Marysia i Janek.

Toczy się zwykłe codzienne życie opowiedziane przez Ingę Iwasiów językiem, w którym dominują równoważniki zdań, jedno-, dwuwyrazowe wypowiedzenia. Styl ten na początku sprawia pewien kłopot, jednak dość szybko się go akceptuje. Co najwyżej sięga się kilka kartek wstecz, by odnaleźć „nitki” przeplatających się losów bohaterów. Towarzyszą temu bardzo ciekawe i mądre refleksje na temat życia w wielokulturowym Szczecinie i nie tylko. Sporo tu przemyśleń o ludziach, uczuciach, historii. Piękny jest rozdział: „Więzi, nie na czasie”. Obserwujemy życie bohaterów, którzy bardzo pragną „oswoić” dla siebie miasto, w którym się znaleźli.

Jednak przeszłość wciąż jest silnie obecna w ich życiu. Janek próbuje zetrzeć piętno bękarta i z nadzieją na lepszą przyszłość dla siebie i rodziny daje się uwieść propozycji pracy w UB. Jego żona Marysia chce zapomnieć o traumie dzieciństwa. Praca, małżeństwo, macierzyństwo – „to dla niej i Janka miało być życie”, „mieli mieć przyszłość”. Niestety nie udało się. Dla Anny, starszej od nich o 10 lat, najważniejsze są wskazówki mamusi i stara się konsekwentnie wcielać je w życie, Raczej zimna, wyrachowana, nie budzi mojej sympatii. Co innego Ula, to najsympatyczniejsza postać, lgną do niej wszyscy. Opiekuńcza, udziela rad, matkuje Marysi i Jankowi, potem ich córce. Tylko dla siebie o nic nie walczy. Pozwala odejść Stefanowi, nie umacnia więzi z rodziną w Niemczech. Pisarka każe Uli twardo stąpać po ziemi, wykonywać swoje obowiązki, po prostu żyć i gdy trzeba „ścieśniać własne terytorium”.

Śledzimy losy bohaterów w kolejnych krótkich rozdziałach o znaczących dla akcji tytułach i datach. Unosi się nad nimi klimat PRL-u z szarzyzną i smutkiem i polityką gdzieś w tle. Inga Iwasiów, jak mówi w wywiadach, nie jest zwolenniczką „płytkiego pocieszycielstwa”, uważa, że „dziedziczymy smutek, tylko staramy się go ukryć, zasłonić”.

Bambino” pokazuje taki właśnie świat, bez happy endu, jednak warto go poznać. To wartościowa powieść. Ci, których chcą poznać dalsze losy bohaterów, niech sięgną do książki „Ku słońcu”.



Komentarze