Manuela Gretkowska - "Europejka"
Minęło 10 lat
od naszego wejścia do Unii Europejskiej. Dziennik Gretkowskiej
zawiera zapiski z kilkunastu miesięcy poprzedzających to wydarzenie.
Oczywiście jej komentarze do aktualnych spraw polityczno – społecznych
to tylko część książki. Dużo miejsca poświęca swemu życiu rodzinnemu,
pisze o macierzyństwie, kupowaniu domu, samochodu. Wiele jest refleksji
na temat mediów, literatury, muzyki. Ot, takie zwykłe sprawy widziane
oczyma pisarki, która często jest określana jako skandalistka. Tym słowem
otwiera „Europejkę”, dodając zaraz, że przecież „tak dba
o normalność siebie i rzeczy”.
Faktycznie, gdy czyta się jej
książkę, nie widać, by unosiła się nad nią atmosfera skandalu. Już
fotografia na okładce przedstawia stateczną rodzinę w strojach sprzed
lat, zapiętą na ostatni guzik. Owszem, będzie też o sprawach
intymnych, będą dosadne, a nawet wulgarne wyrazy, ale skandalistka? Ależ
skąd, troskliwa matka dość absorbującego dziecka, dająca sobie co jakiś
czas wolne na kino, ulubione sushi, pogaduszki z przyjaciółką czy
wyciszenie w kościele. Komentarze Gretkowskiej są barwne i dowcipne,
włącza też ładne metafory. Mnie najbardziej podoba się ta o herbacie: „wywar
z czasu: trzy, pięć minut nasiąkniętych wiecznością”.
Czyta się „Europejkę”
bardzo dobrze, bawiąc się, a niekiedy irytując. Pisarka np. często
przywołuje w swych zapiskach Muńka Staszczyka, uważając, że jest wciąż
obecny w mediach. Wypomina mu „przerośniętą chłopaczkowatość”,
która ją drażni w „muńkowatości”. Uwzięła się na niego? Krytycznie
ocenia Polskę i Polaków. Uważa swoich rodaków za trochę
niedouczonych. W sumie, kiedy widzę, jakich autorów Gretkowska czyta,
zaczynam mieć kompleksy: Catherine Millet, Loyola, Ken Wilber, Newton,
Houellebecq. Mam się poczuć niedouczona?
Zastanawiam się, czy pisarka
jest szczera w swym dzienniku, a może po prostu kreuje siebie.
Wydaje mi się, że tej kreacji jest chyba więcej. Zatem po 10. latach
w Unii to już na pewno „Europejka” nie „Polka”..
Komentarze
Prześlij komentarz