Eric - Emmanuel Schmitt "Odette i inne historie miłosne"
Zbiór opowiadań Erica-Emmanuela Schmitta pt. „Odette i inne historie miłosne” poprzedzony jest mottem – „... ten bukiet kwiatów, który wyruszył na poszukiwanie
serca, a znalazł tylko flakon” (Romain
Gary). Po lekturze ośmiu opowiadań poczułam się tak, jakbym znalazła właśnie
tylko flakon, niestety bez kwiatów. Autor „Oskara i Pani Róży”,
przedstawiając osiem kobiet, kreśli ich portrety w sposób uproszczony, mało
wiarygodny, nieprawdziwy.
Jakoś trudno mi uwierzyć w 25-letni związek Aimee Favart z żonatym
Georgesem czy małżeństwo cierpiącej na impotencję kobiecą (!) Isabelle z
Samuelem, który w tajemnicy przed żoną ma drugi dom (w tym samym mieście!) z
kochanką Nathalie i trójką swoich z nią dzieci. Do tego tak bardzo kocha swoją
żonę, że nie może jej opuścić. I to wcale nie dlatego, że ona ma miliony?!
Milionerką jest też Wanda Winnipeg, którą mężczyźni interesują wyłącznie jako
źródło pieniędzy. Gdy już je zdobywa, stać ją na wielkopański gest w stosunku
do ubogiego kochanka z lat wczesnej młodości.
Raczej banalne i łatwe do przewidzenia są fabuły opowieści Schmitta.
Bardzo szybko można zorientować się, że Odile Versini jest chora na Alzheimera,
a bosonoga księżniczka na pewno okaże się kimś innym i pozostanie tylko
wspomnieniem o krótkich latach sławy starzejącego się aktora. Pedantyczna do
przesady Helene, gdy straci męża, dostrzeże uroki deszczowego dnia. Mało tego,
od razu pojawi się mężczyzna, który „poczuje potrzebę pozostania z nią na zawsze”.
Pisarz tak kończy swe historie, że właściwie czytelnik nie musi się już
nad niczym zastanawiać. Wystarczy odłożyć książkę i... niewiele pozostaje w
pamięci. Nawet tytułowa historia o Odette Jakkażdej nie bardzo mnie
zainteresowała. Raczej przypomniała książkę Stephena Kinga „Misery” i nakręcony na jej podstawie film Roba Reinera ze świetną, oskarową
rolą Kathy Bates jako szalonej pielęgniarki Anny Wilks, która tak się zatraca w
swoim uwielbieniu dla bohaterki książek Paula Sheldona, że nie może zgodzić się
z jej literacką śmiercią.
Jakże inna jest Odette, zwykła ekspedientka, wdowa, pomimo trudności
tzw. dnia codziennego wciąż radosna i pełna optymizmu. Przyznaję, że dla mnie
po prostu nudna i niewiarygodna w roli pocieszycielki pisarza Balthazara
Balsana i kobiety chcącej dochować wierności zmarłemu mężowi. Mówi: „Nasze drogi mogą się przecinać, ale
nigdy nie spotkamy się naprawdę”, ale
Schmitt dość szybko (w końcu to opowiadanie, a więc krótka forma) doprowadza do
prawdziwego spotkania - dzięki zmarłemu Antoinowi. No, ckliwe bardzo!
Zbiór kończy „Najpiękniejsza
książka świata”, której akcja rozgrywa się na
Syberii w czasach stalinowskich. Łagier kobiecy i więźniarki są naszkicowane
bardzo pobieżnie. Można odnieść wrażenie, że to zwykłe więzienie. Jedyną zaś
niedogodnością jest to, że nie można mieć nic do pisania, nawet zwykłego
ołówka. Co zawiera „najpiękniejsza
książka świata”? Tego nie zdradzę w trosce o
tych, którzy zdecydują się na przeczytanie „baśniowej opowieści o miłości”, jak się określa książkę Schmitta na okładce. I tu się zgodzę, chyba
rzeczywiście jest więcej świata baśni w „Odette i innych historiach miłosnych”.
Ja jednak wolę „Oskara
i Panią Różę” czy „Pana Ibrahima i kwiaty Koranu”. Jeśli zaś chodzi o historie miłosne to zdecydowanie przedkładam
klasykę.
Komentarze
Prześlij komentarz