Wojciech Cejrowski "Rio Anaconda"
„Nazwa
nie dla map ani dla potomności, tylko dla własnej wygody”. Tak autor pisze
o przyczynach nazwania jednej z rzek na Dzikich Ziemiach. Rio Anaconda, bo
miała kolor anakondy i dziwne zakręty, które w wyniku pracy wielu Czarowników
zostały przesunięte z innych okolic i wtłoczone w jedno miejsce. Wszystko po
to, aby Obcy nie znaleźli zagubionych w puszczy Indian.
Szaman plemienia Carapana wie jednak,
że zacieranie śladów może się w końcu nie powieść. Wojciech Cejrowski dotarł
przecież tam, gdzie pragnął i dzięki jego książce możemy poznać kulturę Indian
Carapana. A jednak czekał osiem lat z napisaniem książki, aby „wszystkie możliwe ślady w dżungli zarosły”.
Zniszczył też klisze ze zdjęciami. „Carapana
chcieli się ukryć, więc uszanowałem ich wolę” – to słowa autora.
Powstała barwna, dowcipna opowieść nie
tylko o charakterze sprawozdawczym. To właściwie powieść, w której, jak
zapewnia Cejrowski, wszystko jest prawdą. Chyba nie do końca mu wierzymy, ale
czyta się bardzo dobrze.
„Rio
Anaconda” jest pięknie wydana: dużo kolorowych zdjęć, brązowe strony z
informacjami na temat Kolumbii, obyczajów i wierzeń Dzikich Plemion. Niektóre z
nich mogą wywołać lekki odruch wymiotny, np. sposób wytwarzania musującego
napoju alkoholowego o dźwięcznej nazwie „chicha”
czy zupki codziennej zwanej „kina pira”
kojarzącej się z herbatą rybną. Są podane przepisy – kto odważny, może
spróbować.
Chyba rzeczywiście trzeba odwagi, by
wybrać się w tamte rejony świata. W puszczy czyha tyle niebezpieczeństw. „Pachnący kwiatek – nie wąchaj, bo
zwymiotujesz. Dorodny owoc – nie jedz, bo się otrujesz. Pięknie wyglądająca
żółta żabka… pluje jadem w oko. I już tym okiem na nic nie spojrzysz”, itd.
itd. Szkoleni przez życie… i śmierć Indianie potrafią sobie radzić i bez ich
pomocy wyprawa jest niemożliwa. Wojciech Cejrowski umie znaleźć z nimi kontakt,
podobno nawet mówiąc po polsku jest rozumiany przez szamana.
Czy to już ostatni szaman plemienia
Carapana? Autor dedykuje mu książkę, ale jest dopisek… „i wszystkim Jego następcom”. Niestety w zakończeniu nie ma już
optymistycznej nutki: „Ostatni ludzie
puszczy znikają z naszej planety zadeptywani buciorami cywilizacji. Wkrótce
ślad po nich zaginie”. „Rio Anaconda”
to świetna lektura.
Komentarze
Prześlij komentarz