Paweł Wróbel - Wróblewski "Do ciepłych krajów"
„Do ciepłych
krajów” z Pawłem Wróblem-Wróblewskim? Czemu nie...
zwłaszcza, gdy za oknem śnieg i mróz skrzypi pod nogami. A te ciepłe kraje to w
Afryce. Autor tłumaczy swą wyprawę tym, że „połknął afrykańskiego bakcyla”. No tak, ale wybrać się tam rowerem?! Pokonać 11 tysięcy kilometrów,
być w 13 krajach! Trzeba sporo odwagi i sprawności fizycznej, by się na to
zdecydować. Pewnie wyprawa nie zakończyłaby się w Kinshasie, gdyby nie fakt, że
Wróbel zakochał się w czarnoskórej Chantal i postanowił się z nią ożenić.
Ponieważ przyjęła jego oświadczyny, trzeba było odstawić rower.
Zanim jednak do
tego doszło, autor przejechał przez 13 krajów, a swoje obserwacje zamieszczał
na blogu. Stąd też dość swobodny język, charakterystyczny zresztą dla młodego
człowieka (rocznik 1977). Może to niektórych razić, no ale trzeba pamiętać, że
najpierw był blog, a potem wydawnictwo Area zaproponowało, że wyda książkę na
jego podstawie.
Jaka jest Afryka widziana oczyma rowerzysty, artysty (w książce są jego
rysunki), klarnecisty (grywa czasami z poznanymi na trasie ludźmi)? To według
niego piękny kontynent, choć nie znajdziemy w książce za wiele opisów. To
kontynent, na którym żyją ludzie z pozoru gościnni. No właśnie, jak to jest z
tą gościnnością?
„W wielu
przypadkach okazywało się, że oni nie cieszyli się z tego, że spotkali
człowieka, tylko cieszyli się z tego, że spotkali białego, z którego mogli mieć
korzyść finansową”. Dlatego Wróblewski zatrzymywał
się raczej w dużych miastach, bo nie było go stać na pozostawanie w wioskach. Autor
podkreśla, że w Afryce „żyje
się chwilą”. Nie istnieje przyszłość. Może
to wpływ gorącego klimatu, a może braku życiowych perspektyw. Powszechna
korupcja, sąsiedzka zawiść, czary powodują, że niewielu decyduje się na
otwarcie własnego biznesu. Afrykanie chcieliby coś zmienić w swoim życiu, mają
marzenia, ale czekają na… cud. Określając ich postawę, Wróbel posługuje się
często arabskim słowem „inshallah” – „będzie, jak
Bóg zechce”.
Czytając książkę, możemy oglądać czarno-białe rysunki autora. Gdy
chcemy obejrzeć zdjęcia z wyprawy, musimy włączyć komputer. Obszerna relacja z
wyprawy rowerowej może zainteresować, choć nie jest to porywająca literatura.
Trudno przecież nazwać Wróblewskiego pisarzem. Czyta się jednak tę książkę
dobrze, niekoniecznie marząc, by znaleźć się na miejscu autora.
Komentarze
Prześlij komentarz