Janusz Anderman "Cały czas"
„Utrzymywanie
wokół siebie aury tajemniczości i odgrywanie roli człowieka skromnego daje
więcej korzyści niż strat”.
A.Z. –
bohater powieści Janusza Andermana „Cały czas" tak właśnie stara
się kreować swój wizerunek. Z powodzeniem udaje pisarza, choć jego dokonania to
jedynie czternaście wierszy tzw. poezji konkretnej. Potem podpisuje swoim
nazwiskiem powieść zabraną sąsiadowi z sali szpitala psychiatrycznego. Jest
spokojny, nikt się nie dowie, bo autor popełnił samobójstwo. „Co z tego”
przynosi mu sławę i uznanie w kraju i za granicą, zwłaszcza że zostaje wydane w
drugim obiegu. Żeby wzmocnić swoją pozycję pisarza uciskanego przez władze,
A.Z. pisze na siebie donosy, bo „kto był atakowany z nazwiska, spotykał się
z powszechnym szacunkiem”.
I tak A.Z.
„prześlizguje się" przez lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, by w 1989
roku zorientować się, że został sam. „Czekał na wizytę, na telefon, na list
(…). Ale nie doczekał się żadnej wizyty, żadnego telefonu, nie przyszedł żaden
list”. Jakoś jednak próbuje sobie radzić, od czego dokonania innych. Zawsze
można z kawałków cudzych tekstów stworzyć swój! Można zapisać się do kilku
partii i czekać na swoją szansę.
-Co za
wstrętny typ! - myśli czytelnik o A.Z. Karierowicz, konformista, pozer, łobuz,
po prostu łajdak, który śpi z mężatkami, bo tak jest wygodnie. Trudno w A.Z.
doszukać się jakichś dobrych cech. Sam autor przyznał w jednym z wywiadów, że „to
pewien okaz wynaturzonego stworzenia, ale przecież nie tak rzadki”. Janusz
Anderman odpowiada w swojej powieści na nurtujące nas często pytanie, „skąd
się wzięli ludzie, którzy nas otaczają”.
„Oni są
z tej półki, na której siedział i dojrzewał mój bohater A.Z”.
Gorzka, „mroczna”
- jak ją nazywa sam autor - powieść ukazuje pokolenie dzisiejszych
pięćdziesięcio-, sześćdziesięciolatków. Obala mit bohatera solidarnościowego.
Tygodnik „Solidarność” ostro ją zresztą skrytykował. Na pewno wolimy
mieć w pamięci tych szlachetnych, szczerze zaangażowanych w sprawy kraju i o
nich czytać. Ale nie można udawać, że nie było tych, którzy robili sobie
zdjęcia z Wałęsą i innymi ważnymi działaczami, by potem eksponować je w swej
biografii i na nich budować tzw. wizerunek polityczny. Dobrze, że taka powieść
została napisana.
Pomysł, by
bohater przed śmiercią przypominał sobie ważne momenty z życia, pozwalał żywić
nadzieję, że może odczuje wówczas skruchę, przyzna się do błędów, pojedna z
Bogiem. Jednak nie… A.Z. myśli bowiem tak: „Jeśli Bóg istnieje i tak bym Go
nie ograł. Jeśli nie istnieje, to strata czasu”. A.Z. martwi się jedynie,
że wiadomość o jego śmierci może zostać wyparta przez inne ważne doniesienia.
„Nieważne
jak, ale niech piszą, niech mówią, niech pokazują” – tak myśli wielu.
Czegóż to się nie robi dziś, by choć na chwilę zaistnieć w mediach. No cóż…
książka może budzić różne reakcje, niektórym nie spodoba się taki obraz naszego
kraju, obnażanie absurdów, wyśmiewanie, odbrązawianie. Jednak przeczytać warto.
Komentarze
Prześlij komentarz