Jurij Andruchowycz "Dwanaście kręgów"
„Piszę
dla idealnego czytelnika, który tak samo zna moją twórczość jak ja sam. I
wszystko rozpozna. Prowadzę z nim cały czas grę”. To słowa Jurija
Andruchowycza - autora „Dwunastu kręgów”.
No i wszystko jasne. Jeśli nie zna się
poprzednich książek, trzeba sobie jakoś radzić samemu. A nie jest łatwo. W karczmie
„Na Księżycu” może się wiele zdarzyć.
Położony na połoninie Dzyndzuł budynek ma swoją bogatą przeszłość, którą
odsłania przed nami narrator. Towarzyszy on nam bardzo wyraźnie w poznawaniu
świata przedstawionego powieści. Stwierdza np. „nastał ranek i warto by obudzić Zumbrunnena. Będzie nam potrzebny do
obejrzenia wnętrza budynku”. Razem z Karlem-Josephem Zumbrunnenem poznajemy
nie tylko pensjonat, ale i współczesną Ukrainę. Choć nie jest to jednak zbyt
pełna wiedza i nie to jest dla Andruchowycza istotne. Jego książka rozgrywa się
bardziej w sferze metafizyki. Świat realny przeplatany jest wizjami sennymi.
Nad całością zaś unosi się duch łemkowskiego poety Bohdana Ihora Antonycza,
którego twórczość jest bardzo bliska Andruchowyczowi - pisał o nim doktorat.
Pisarz, widząc w nim idola na miarę
Morrisona czy Hendrixa, tworzy jego fikcyjną biografię. Ta faktyczna była zbyt
pospolita, np. śmierć w wieku 28 lat na skutek powikłań po zapaleniu płuc.
Zdecydowanie ciekawiej jest pokazać, że popełnił samobójstwo wraz ze swoją
kochanką, pozostawiając w żałobie narzeczoną. Przecież ktoś, kto pisał: „Moje pieśni - nad rzeką czasu most kalinowy,
jam zakochany w życiu poganin” czy „W
ten wieczór pełen wiosny chodźże ze mną do karczmy na księżycu wypić okowity”
- nie może być taki zwyczajny. „Dwanaście
kręgów” to niewątpliwie hołd dla Antonycza i jego twórczości. Dla
czytelnika natomiast okazja do zainteresowania się poetą, o którym chyba bardzo
niewielu słyszało.
Antonycz, Zumbrunnen, Jarko Mahik -
reżyser, który ma nakręcić reklamę Balsamu Warcabycza, poeta Artur Pepa, jego
żona Roma Woronycz, jej córka Kołomeja - to tylko niektóre z barwnych postaci
pojawiających się w powieści ukraińskiego pisarza. Jak sam twierdzi „zależało mu, by w okolicy Czortopola znaleźć
strefę, w której można by komunikować się z umarłymi”. No bo po śmierci
wiadomo, mamy się spotkać, ale: „Chodzi o
to, by jeszcze tu na ziemi móc się jakoś spotkać”. A przecież w świecie
realnym nie jest to możliwe. Zatem pozostaje np. karczma „Na Księżycu”.
„Dwanaście
kręgów” to niełatwa lektura, zwłaszcza dla tych, którzy od niej zaczną
poznawanie twórczości J. Andruchowycza. Jednak może warto podjąć ten wysiłek,
odczytać wraz z Kołomeją dwanaście kręgów i zrozumieć, że ten dwunasty to „krąg wieczności, początek i koniec w jednym.
Alfa i Omega, my wszyscy razem i każde z osobna".
Komentarze
Prześlij komentarz